– Mieliśmy wiele entuzjazmu idąc do tych wyborów. Spontanicznie zadedykowałam tę nagrodę temu, co działo się wtedy w Polsce. Prosiłam, by głosować na demokrację, a przeciwko totalitaryzmowi. Ten apel został ciepło przyjęty – powiedziała Olga Tokarczuk. – Pochodzę z pokolenia, które wchodziło w dorosłość po '89 roku. Mieliśmy wtedy wrażenie, że to koniec polityki jako siły, która ingeruje w nasze prywatne życie i że będziemy mogli się zająć uprawianiem literatury. Nie mieliśmy racji. Po 30 latach okazało się, że ona ingeruje w nasze życie jeszcze mocniej – stwierdziła.
Pisarka ma wrażenie, że otrzymana przez nią nagroda przyniosła Polsce wiele dobrej energii: – W Polsce jesteśmy społeczeństwem podzielonym, wiele się tu dzieje w kwestiach politycznych. Mamy obniżone poczucie wartości jako wspólnota. A ta nagroda przyniosła nam trochę nadziei.
Jedno z pytań dotyczyło wicepremiera, ministra kultury Piotra Glińskiego, który powiedział, że nie przeczytał żadnej z książek Tokarczuk. – Nigdy nie zakładałam, że moje książki są dla wszystkich. Literatura wymaga kompetencji kulturowych, a ludzie dziś chętniej obcują z obrazem i innymi środkami przekazu. Czytanie dziś jest przywilejem – skomentowała noblistka.
Czytaj też:
Rusin znowu zaskakuje. Rezygnuje z choinki, bo jej zdaniem "to barbarzyństwo"Czytaj też:
Rumuńska eurodeputowana: Większość pieniędzy w UE płynie ze Wschodu na Zachód