Jacek Komuda || Polacy jak tabliczka z wosku, na niej Niemiec, Francuz, malują, co im się żywnie podoba”. Nie, to nie słowa dzisiejszego publicysty! Powiedział je pół tysiąca lat temu Stańczyk, błazen-rycerz, a zarazem komentator bez trwogi opowiadający Zygmuntowi Staremu o tym, co bolało współczesnych.
Człowiek średniowiecza, zagrożony przez plagi żywota: wojny, głód i zarazy, potrzebował jako lekarstwa śmiechu, wesela i żartów. Ponieważ jednak nie każdego bawiły proste żarty dla ludu, pojawiły się grupy artystów, którzy krążyli, zabawiając możnych w zamkach, a prosty lud na jarmarkach. Opowiadając żarty i historie, żonglując, chodząc po linie, dając przedstawienia lub występując ze zwierzętami. Zwano ich rozmaicie: histrionami, ioculatorami, szpilmanami, skoczkami, tancerzami, mimami. Jeśli występowali z niedźwiedziami, to określano ich jako Rusinów.
Czytaj też:
Stolica, której już nie ma. Gierymski podarował Warszawie prawdziwe arcydzieło
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.