Prof. Kucharczyk: Pamiętajmy, że w Betlejem urodził się Bóg. Nie żaden reformator!

Prof. Kucharczyk: Pamiętajmy, że w Betlejem urodził się Bóg. Nie żaden reformator!

Dodano: 
Ruchomy żłóbek w kościele ojców franciszkanów w Poznaniu
Ruchomy żłóbek w kościele ojców franciszkanów w Poznaniu Źródło: PAP / Adam Ciereszko
Warto przy okazji Świąt Bożego Narodzenia przypomnieć sobie, że w Betlejem narodził się nie cudotwórca, reformator religijny, filozof, ale Syn Boży, druga osoba Trójcy Najświętszej. Zbawiciel, który przyjął ciało z Maryi Dziewicy. I tylko ON jest w te święta ważny! – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Grzegorz Kucharczyk, z Instytutu Historycznego Polskiej Akademii Nauk.

Czas Bożego Narodzenia to taki moment, w którym nawet niewierzący siadają do stołu wigilijnego, nagle przypominają sobie korzenie cywilizacji, z której się wywodzimy?

Prof. Grzegorz Kucharczyk: To zależy gdzie. W Polsce faktycznie tak jest. Ale na Zachodzie niestety mamy do czynienia z walką z tradycją Bożego Narodzenia. Zamiast Mery Christmas jest Winter Holiday, czyli święta zimowe. Nie wiem, czy to świadome, ale przypomina to czasy komunistyczne, gdy również lansowano zimowe święta, a zamiast Świętego Mikołaja był Dziadek Mróz.

W Polsce jest jednak inaczej?

Tak, w Polsce faktycznie wciąż korzystamy z kapitału, wypracowanego przez setki lat. Jednak w innych krajach naszego kręgu kulturowego, który niestety zwija się na naszych oczach, jest z tym już znacznie gorzej.

Tuż przed świętami spore zamieszanie wywołało powieszenie przez papieża na krzyżu kamizelki ratunkowej, jako gestu solidarności z uchodźcami. Niektórzy papieża chwalą, inni są oburzeni. O co chodzi?

To się wszystko sprowadza do stosunku do sacrum. Pewnych rzeczy nie wypada robić. Mówiąc językiem Inki w pewnych kwestiach trzeba się zachowywać jak trzeba. To nie jest kwestia paragrafów kościelnych, ale tego, co mamy w sercach. Wieszanie kapoka na Krzyżu to mówiąc najdelikatniej – niezrozumienie sacrum i tego, czym jest drzewo Krzyża. To, co się stało na Krzyżu, kto na nim zawisł, przykrywa wszystkie dramatyczne wydarzenia, które stały się potem. To tym bardziej szokuje, że to niezrozumienie dotyka wysokich rangą, czy wręcz najwyższych hierarchów Kościoła katolickiego. A przecież na Krzyżu zawisł Bóg, w ciele człowieka. To najważniejsze wydarzenie, pod warunkiem, że faktycznie się wierzy. I właśnie warto sobie przy okazji Świąt Bożego Narodzenia przypomnieć sobie, że w Betlejem narodził się nie cudotwórca, reformator religijny, filozof, ale Syn Boży, druga osoba Trójcy Najświętszej. Zbawiciel, który przyjął ciało z Maryi Dziewicy. I tylko ON jest w te święta ważny! I warto sobie przypomnieć też jedną rzecz.

Jaką?

Trzeba się radować, ale ta radość jest też przepełniona trwogą. Bo jak mówi Pismo Święte, na wiadomość, że przyszedł na świat król żydowski, cała Jerozolima zadrżała. I bynajmniej nie zadrżała z radości. Jerozolimę należy tu rozumieć jako pewnego rodzaju establishment, elity tego świata, które już mają wszystko poukładane, wszystkie karty są rozdane i nagle pojawia się Boża interwencja. Największym sensem i nauką Bożego Narodzenia jest to, by nie traktować Nowonarodzonego jako dodatku na przykład do ratowania planety, czy walki o poprawę doli imigrantów, reform społecznych. To narodziny Jezusa są w centralnym miejscu, a wszystko inne jest dodatkiem. Tymczasem takie akcje jak wieszanie na Krzyżu kapoka jest traktowaniem Jezusa jako dodatku właśnie.

Jezusa jako reformatora przedstawiali nawet komuniści, gotowi Go przyjąć nie jako Boga, ale jako człowieka-rewolucjonistę…

Jak zauważył kardynał Sarah – mamy do czynienia z różnymi formami współczesnego arianizmu. Arianizm – wielka herezja z III i IV wieku – wstrząsnęła Kościołem. Były całe państwa i biskupstwa ariańskie. Arianizm polega na uznaniu Jezusa za wybitną jednostkę, ale tylko człowieka. I to myślenie było w socjalizmie, który Jezusa przedstawiał nie jako Boga, ale jako wielkiego reformatora, ale tylko człowieka. Potem był Chrystus z karabinem przedstawiany przez teologów wyzwolenia. Dziś tez mamy próbę zredukowania katolicyzmu i chrześcijaństwa jako dodatku do walki o lepszy klimat na ziemi. A papież jawi się niestety, bo nikt go do tego nie zmusza, jako wielki Couch, uprawiający zbiorowy couching, nie jako pasterz, prowadzący owce do Chrystusa.

Ten rok był bardzo dramatyczny. Mieliśmy i zdarzenia symboliczne, jak pożar katedry Notre Dame w Paryżu, kontrowersyjny synod w Amazonii, kwestie problemów w samym Kościele.

Dla mnie tym najbardziej dramatycznym wydarzeniem mijającego roku był pożar katedry Notre Dame. Gdy w 2001 roku terroryści atakowali wieże World Trade Centre, niektórzy mówili, że został zniszczony symbol cywilizacji. Z całym potępieniem dla tego barbarzyńskiego ataku i szacunkiem dla tysięcy ofiar, dla mnie symbol cywilizacji płonął w kwietniowy wieczór tego roku Paryżu. Dla mnie ma to ogromne symboliczne znaczenie. Po pierwsze – zawsze w Europie źle się działo, gdy płonęły katedry. Po drugie – jestem z tych, co uważają, że nie ma przypadków, są tylko znaki. Tego dnia po raz pierwszy tak mocno czułem się Europejczykiem. Przy tej okazji widać też było znaki nadziei – jak młodzi Francuzi, którzy modlili się w tym miejscu. I ten mężny ksiądz, który mimo pożaru wbieglł do środka i wyniósł Najświętszy Sakrament oraz relikwie korony cierniowej Chrystusa. To są te znaki. I ksiądz, i ci młodzi ludzie, byli mężni. Męstwo, to jak uczy św. Tomasz z Akwinu to dwa akty – wytrwania – jak ci młodzi, którzy trwali na modlitwie i akt natarcia, jak ten ksiądz, który czynnie i dynamicznie ratował Ciało Chrystusa i relikwie. To tak, jakby Opatrzność dawała znaki, że tylko tacy kapłani są godni Najświętszego Sakramentu i tej cierniowej korony. To wstrząsające znaki. Opatrzność pokazuje też, że oczekuje jasnego świadectwa – modlitwy były publiczne, co w Paryżu jest wręcz cudem. I z drugiej strony odwaga tego księdza. Tyle także w Do Rzeczy pisano o tchórzliwych kapłanach, którzy wstydzą się krzyża. Tu widzimy kapłana odważnego. Mamy znak, że tacy kapłani są i tacy muszą być. Że tylko oni zasługują na miano christoforos – niosący Chrystusa. Bo on wyniósł Chrystusa. A więc był to znak trwogi, ale też nadziei.

Czytaj też:
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Bóg rodzi się znów, Bóg znów wchodzi w mrok naszej historii
Czytaj też:
Życzenia świąteczne od redakcji "Do Rzeczy"

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także