Nawet na tle oszalałej demagogii, którą od 2015 r. posługuje się duża część opozycyjnych mediów i polityków, ostatnie tygodnie były, powiedzmy, ponadstandardowe. Okazało się, że obecna Polska niczym nie różni się od PRL, a rząd premiera Morawieckiego, przygotowując ustawę, która dyscyplinuje rozpolitykowanych sędziów, wprowadza stan wojenny.
Jedyne, czego nie potrafili ustalić obrońcy demokracji, to to, jak nazywać nowe prawo: czy była to – jak chcieli publicyści „GW” – ustawa „kagańcowa”, czy wersja propagowana przez TVN, a więc ustawa „represyjna”. Dzień po dniu za to można było przeczytać o tysiącach protestujących obywateli, o setkach miast, w których odbywają się demonstracje. Olga Tokarczuk, noblistka posługująca się frazą sentymentalno-wyzwoleńczą, głosiła, że z prześladowanymi sędziami są wszyscy.
Czytaj też:
"Nawet w Wigilię...". Śpiewak o "Wyborczej": To po prostu nieprawdopodobneCzytaj też:
Mocne słowa prezydenta: W Sądzie Najwyższym powstał swoisty, postkomunistyczny układ
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.