Jastrzębowski: Jeszcze nie jesteśmy bogami

Jastrzębowski: Jeszcze nie jesteśmy bogami

Dodano: 55
Sławomir Jastrzębowski
Sławomir Jastrzębowski Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
Jastrzębim Okiem | Zaraza. Czytam sobie Yuvala Noaha Harariego, fragment o czarnej śmierci w XIV wieku w jego „Homo deus": „Zmarło od 75 do 200 milionów ludzi – ponad jedna czwarta populacji Eurazji. W Anglii śmierć zabrała cztery na dziesięć osób. Florencja straciła 50 tysięcy ze swych 100 tysięcy mieszkańców". Połowa. Sporo – pisze Sławomir Jastrzębowski.

Zaraza. XXI wiek. Siedzimy po domach trzęsąc się o życie i o finanse. Strach przygnębia nudą, nuda strachem. Wymieniamy głupie obrazki i żarty przez Internet. Świat. Oszołomiona wspólnota, która nie wie co robić. Nie bójmy się tego powiedzieć: nie wiemy co robić. Dostaliśmy cios na szczękę, właśnie nas liczą. Chłodno kalkulują władcy pod uwagę biorąc emocje: zabić gospodarkę czy ludzi? Co się bardziej opłaca? Życie ludzkie nigdy nie było realnie w cenie, ale w dzisiejszych czasach brak dbałości o nie może oznaczać śmierć polityczną tych, którzy nie dbają. Obojętnie realnie, czy werbalnie, trzeba wykazać troskę i dbałość, takie są zasady. Ilu ludzi można poświęcić? Ciekawe pytanie. Ale w procentach czy liczbach ciał do skremowania? Przecież społeczeństwo nie zrozumie, że umierają starzy i słabi, a młodzi i silni przeżyją. Tego nie można społeczeństwu powiedzieć. Przyjmie to opacznie jako bezduszny cynizm. Chociaż czasem umierają też młodzi i silni, ale to wyjątki. Niepotrzebnie nagłaśniane.

O ile łatwiej mają Chińczycy czy Rosjanie, którzy może jeszcze nie rządzą niepodzielnie życiem i śmiercią, ale rządzą informacją o śmierci. To ja zdecyduję kto jest martwy. W Korei Północnej nie ma ani jednego zakażonego. Nie wiem, może wszystkich zastrzelili, nie wiem. Żeby chociaż umierali wolniej i stopniowo, ale oni nie. Z tego punktu widzenia ten wirus jest niedopracowany. I jeszcze ta zasrana demokracja. Po co komu widoki duszących się ludzi we Włoszech czy Hiszpanii, po co informacje o za małej liczbie respiratorów? Po co zdjęcia tych kościołów wypełnionych trumnami? Kto pozwolił to publikować? Po co straszyć ludzi? W tych trumnach są przecież starzy i słabi. Takie są fakty. Chociaż oczywiście zdarzają się wyjątki, czasem są też młodzi i silni. Ale to wyjątki. Wyobrażasz sobie co by było, gdyby ktoś powiedział, że ten wirus może rozwiązać nasze dwa potężne problemy, z którymi sami nigdy byśmy sobie nie poradzili? Przeludnienie i efekt cieplarniany? Nikt tego oczywiście nie powie, nikt nawet tego nie pomyśli. Nie można. Myślozbrodnia. Autor takich słów musiałby zostać publicznie napiętnowany, znieważony i poddany ostracyzmowi. To zrozumiałe i słuszne. Przecież ludzkie życie jest najważniejsze. Oczywiście nie jest najważniejsze, bo czcimy bohaterów, którzy oddali swoje życie w imię innych wartości, ale w niniejszym rozumowaniu zapominamy o tym i te przykłady nie mają tu zastosowania. Pamiętaj: to niezbędna cecha, żeby zapominać pewne fakty forsując fakty, które lepiej rokują. Lepiej rokują, radzę zapamiętać to sformułowanie.

Życie ludzkie jest najważniejsze. Tych słabych i starych czy tych, którzy umrą, bo upadną im firmy, popełnią z rozpaczy samobójstwo i wszystkich tych, którzy zostaną prawdziwymi ofiarami lockdownu? Co za haniebne pytanie? Jakim trzeba być potworem, żeby je zadać! Naprawdę przyszło ci do głowy faszysto, że można poświęcić życie słabszych i starszych dla dobra społeczeństwa? Czy w tym twoim faszystowskim łbie tłucze się hitlerowskie motto Akcji T4, w której mordowano ludzi z problemami psychicznymi, bo byli tylko balastem: „Vernichtung von lebensunwertem Leben", niszczenie życia niewartego życia? Kim jesteś, żeby decydować, które życie jest warte życia? Bydlaku i potworze. Nie masz prawa! Nie jesteś Bogiem! Że co? Że lekarze w cywilizowanej Europie właśnie to robią? Że decydują, które życie jest warte życia i kto dostaje respirator, a które nie jest warte i bardzo proszę sobie umrzeć przez uduszenie się, gdyż jest pan, pani już stary i pan, pani nie rokuje? Być może. Trudno. Po co to nagłaśniać? Zasrana demokracja. „Ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi śmierć i kiełbasę" – może pomyliłem cytat, a może pomyliłem specjalnie? Przeludnienie się przeludni, cieplarniany efekt schłodzi, na kryzysie zarobią najsilniejsi, czyńcie sobie Ziemię poddaną.

Jak to się mogło stać? Przecież jeszcze parę tygodni temu było tak cudownie, świat był na przykład taki wpatrzony w tego szczupłego stosunkowo młodego intelektualistę, czy celebrytę (po co te złośliwości) Harariego. Taki modny i z takimi fajnymi dookreśleniami, bo i gej, i Żyd i weganin. Jakie to wszystko razem na czasie. I te jego oszałamiające intelektualną horyzontalnością wywody na ówczesnym czasie, że na przykład to już sobie w zasadzie poradziliśmy z głodem, wojnami i epidemiami. I że właściwie zaraz, zaraz będziemy bogom równi „Homo deus", że pracujemy nad nieśmiertelnością. Miliony ludzi przekonał swoim błyskiem. Przyznać trzeba pracowity, bystry, elokwentny. Ładnie żongluje faktami, przyjemnie popatrzeć na te sprytne dłonie.

Bądźmy sprawiedliwi, Harari nie twierdzi wcale, że już jesteśmy bogami, ale że w zasadzie jesteśmy w przedsionku, a Bóg nie jest nam do niczego potrzebny. Na marginesie, twierdzi także, że wolna wola nie istnieje, ale to podaję, jako ciekawostkę. Stoimy więc w przedsionku do raju, który sami sobie stworzymy, napisał dumny w sumie z ludzkości (mimo wskazywania jej wad) Harari. Między ustami a brzegiem pucharu. Otóż mitycznemu Ankajosowi przepowiedziano, że nie napije się wina z własnej winnicy. Trzymając już puchar w ręku, drwiąc z przepowiedni usłyszał „Między ustami a brzegiem pucharu niejedno może się zdarzyć". I bęc, usłyszał, że dzik tratuje mu winnicę, wybiegł z pałacu i przez dzika postradał życie. Między ustami a brzegiem pucharu.

Nie czytają nas nanomilimetrowe kropelki. Nie jesteśmy i nie będziemy bogami. Jesteśmy tylko ślepcami bez świadomości istnienia oczu.
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także