Minister Środowiska był pytany w Radiu Plus na ile pewne jest, że źródłem pożaru było wypalanie traw, stwierdził, że jeszcze do niedawna była to pewna informacja, jednak coś się zmieniło.
– Jeszcze do piątku mieliśmy taką informację, że to niemal pewne, właściwie na 99 proc. W piątek okazało się jednak, że pierwsze informacje o pożarze dotyczyły kilku miejsc, nawet bardzo od siebie odległych. To rodzi podejrzenie, że może nie tylko wypalanie traw, ale że grasował tam jakiś absolutny szaleniec czyli podpalacz – mówił. – Służby państwa to wyjaśniają – zapewnił.
Jak podkreślił szef resortu środowiska, wczoraj, po patrolach ze śmigłowca i termowizyjnych, Straż Pożarna wycofała większość sił.
– Została podjęta decyzja o prowadzeniu bieżącego dozoru za pomocą służb Parku Narodowego. Straty są tragiczne, bo to przecież przyrodnicza perełka na skalę świata, więc każdy wypalony hektar boli, ale szczęśliwie wypaliły się głównie łąki i trzcinowiska, najważniejsze, że nie zajął się torf. Gdyby doszło do rozwinięcia ognia w torfie, wówczas moglibyśmy mieć akcję gaśniczą trwającą kilka miesięcy – stwierdził Woś.
Powróci zakaz wstępu do lasów?
Minister Środowiska Michał Woś mówił też o pojawiających się w poszczególnych nadleśnictwach zakazach wstępu do lasów.
– Są bardzo precyzyjne wytyczne dotyczące zagrożenia pożarowego. Jeżeli przez pięć dni z rzędu co dziennie o godzinie dziewiątej ściółka mierzona ma wilgotność poniżej 10 proc., wówczas nadleśniczy jest zobligowany zamknąć dostęp do lasu. Dopóki zachowujemy się właściwie zagrożenia nie ma. Wywołuje je przede wszystkim wjeżdżanie samochodami do lasu, wywołuje je śmiecenie, czy właśnie wypalanie traw. Stąd apel: zachowujmy się odpowiedzialnie, będziemy zamykać lasy, zgodnie z przepisami, kiedy wilgotność ściółki przez pięć dni z rzędu spadnie poniżej 10 proc. – poinformował.
Czytaj też:
Minister klimatu o Biebrzańskim Parku Narodowym: Sytuacja jest bardzo poważna
Czytaj też:
Płonie Biebrzański Park Narodowy. Ogień zajął 6 tys. hektarów
Czytaj też:
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. 10 tys. zł dla tego, kto wskaże podpalacza