Dramatyczna sytuacja w Hiszpanii. "Rząd skazał osoby starsze na śmierć"

Dramatyczna sytuacja w Hiszpanii. "Rząd skazał osoby starsze na śmierć"

Dodano: 
Małgorzata Wołczyk
Małgorzata WołczykŹródło:DoRzeczy.pl
– W przypadku Polski „dramatem”, który nie schodził z pierwszych stron gazet było zamieszanie wokół piosenki Kazika. W przypadku Hiszpanii było odkrycie, że z nakazu rządu odmówiono pomocy ponad 17 tys. chorym w podeszłym wieku i de facto skazano ich na śmierć – mówi portalowi DoRzeczy.pl dziennikarka "Do Rzeczy" Małgorzata Wołczyk.

Jak obecnie wygląda sytuacja w Hiszpanii, jeśli chodzi o kryzys związany z pandemią koronawirusa?

Małgorzata Wołczyk: Żeby unaocznić, jak wygląda skala problemów w Polsce i w Hiszpanii wobec tego samego kryzysu epidemiologicznego, przywołam tylko dwa najgłośniejsze wydarzenia ostatnich tygodni.

Jakie?

W przypadku Polski „dramatem”, który nie schodził z pierwszych stron gazet było zamieszanie wokół piosenki Kazika. W przypadku Hiszpanii było odkrycie, że z nakazu rządu odmówiono pomocy ponad 17 tys. chorym w podeszłym wieku i de facto skazano ich na śmierć. Okólnik rządowy z 19 marca zakazywał transportu do szpitali chorych z rezydencji i domów opieki. Ratowano tylko seniorów, którzy przywożeni byli przez swoje rodziny i opiekunów. Prywatne i państwowe domy opieki przeobraziły się więc w umieralnie, a błagający o pomoc dyrektorzy tych placówek, zamiast leków przeciwwirusowych otrzymywali od władz zazwyczaj morfinę i leki na sedację (Midazolam). To taki obrazek poglądowy dla naszych rodaków rozgoryczonych życiem w Polsce…

Każdego tygodnia polski rząd znosi kolejne obostrzenia dotyczące epidemii. Czy w Hiszpanii jest tak samo?

Na razie socjalistyczno-komunistyczny rząd Sancheza negocjuje szóste przedłużenie stanu alarmowego aż do 15 czerwca, aby zapewnić sobie maksimum autorytarnej władzy i zneutralizowanie opozycji. Znoszenie obostrzeń zaczęło się fazą „zero” 4 maja i rozpisane jest na cztery etapy, każdy trwający dwa tygodnie, ale nie znaczy to, że luzowanie przebiega równomiernie w całym kraju.

Co ma pani na myśli?

Kryteria według których jednym regionom autonomicznym wolno więcej, a drugim mniej i to pomimo obiektywnie lepszej sytuacji epidemiologicznej okazują się czysto polityczne. Innymi słowy: regiony rządzone przez socjalistów otwierane są szybciej, rządzone przez politycznych przeciwników, jak Madryt, muszą się liczyć z przedłużonym „staniem w kącie” za karę.

Mówi pani o „socjalistyczno-kumunistycznym” rządzie, który słynie z cenzury. Nadal jest tak źle, jak donoszą niektórzy przedstawiciele hiszpańskich mediów?

Po protestach dziennikarzy, manifestach intelektualistów wydaje się, że zelżała, ale to nie znaczy, że sytuacja jest normalna. Nie po to rząd w czasie szczytu pandemii przeznaczył nadzwyczajnym dekretem 15 milionów euro dla zaprzyjaźnionych prywatnych mediów, żeby przeciskały się jakieś głosy krytyczne.

Czy hiszpański rząd wdrożył jakieś programy socjalne w obliczu koronawirusa?

Flagowym programem socjalnym, do którego dążył koalicjant, czyli skrajnie-lewicowe ugrupowanie Podemos jest dochód minimalny gwarantowany dla najuboższych. Chodzi o przynajmniej 462 euro miesięcznie, albo więcej, w zależności od sytuacji rodzinnej. Problem jednak w tym, że około miliona osób zwolnionych czasowo w marcu do tej pory nie otrzymało nawet centa zaległych zasiłków, bo rząd zwyczajnie nie ma pieniędzy. Od trzech miesięcy ludzie zmuszeni są żyć z oszczędności. Skąd więc rząd chce wziąć dodatkowe 3,5 miliarda na rozdawnictwo? Nie wiadomo. Dochód minimalny nie tylko nie rozwiąże żadnych problemów, ale już widać po „fali uderzeniowej” w mediach marokańskich, że służy jako przynęta dla imigrantów szukających łatwego życia na czyjś koszt. W rzeczywistości dochód minimalny utrwali ubóstwo i uczyni obywateli zakładnikami socjalistów, w myśl układów klientelistycznych, o których wprowadzeniu marzy Pablo Iglesias, lider Podemos.

W Polsce bezrobocie wskutek pandemii rośnie powoli. Jak jest w Hiszpanii? Przed epidemią sytuacja na rynku pracy w Hiszpanii nie wyglądała kolorowo.

Oczywiście problemy w Hiszpanii wybuchły z nową siłą, tym bardziej że Królestwo weszło w okres zarazy z proporcjonalnie dwukrotnie większym długiem niż Polska. Słychać o zamkniętej fabryce Nissana w Barcelonie, ale jest już ponad 100 tys. zamkniętych przedsiębiorstw, osiem milionów bezrobotnych i szokujący widok kilometrowych kolejek po darmowe paczki z jedzeniem. Od trzech dekad nie oglądano kolejek po żywność, ale problem w tym, że teraz stoi w nich zrujnowana klasa średnia, a nie imigranci. Socjalistyczny rząd najgorzej obszedł się z samozatrudnionymi bo wie, że to nie jest jego elektorat.

Co rusz słyszymy o tym, że jesienią uderzy w nas druga fala koronawirusa. Czy w Hiszpanii także się o tym mówi?

Hiszpanie są już bardzo zmęczeni. Według najnowszych badań psychologów nawet Włosi są w lepszej formie „psychicznej”. Najpierw rząd hiszpański zlekceważył wszystkie ostrzeżenia, zaniedbał i spóźnił się z wprowadzeniem środków zapobiegawczych, potem zaś zaaresztował naród w ramach najbardziej restrykcyjnego stanu wyjątkowego w Europie. Dymisji socjalistyczno-komunistycznego rządu oczekują intelektualiści hiszpańscy podpisani pod manifestem i miliony osób, które 23 maja wyruszyły na manifestację samochodową w geście sprzeciwu. Ponad 80 proc. Hiszpanów nie wierzy w to, co mówi rząd. Roześmieliby się, gdyby Polacy pożalili się na jakiś jeden transport felernych maseczek. Tam problemy z korupcją, brakiem transparentności w zakupach, a przede wszystkim zupełny brak podstawowych materiałów ochronnych przez długie miesiące był czymś tak nagminnym, że ludzie przywykli i nawet przestali to komentować. Za to w przeciwieństwie do Polaków wierzą w istnienie okrutnej pandemii, bo rząd skazał ich rodziny na obcowanie z chorymi i ze śmiercią na skalę masową. Rzeczywista liczba ofiar śmiertelnych to już ponad 43 tys. i Hiszpanie bardzo boją się powrotu zapowiadanej fali na jesieni. Tam nie ma głosów lekceważących powagę pandemii, jest za to mnóstwo głosów zazdrości, że inne rządy, w tym Polski, znalazły sposoby, aby możliwie zminimalizować straty tak w ludziach, jak i w gospodarce. Dlatego naszym malkontentom wypadałoby zadać pytanie „czy życie jak w Madrycie?” czy może jednak lepiej tu w Warszawie?

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także