Damian Cygan: Koalicja Obywatelska w jednym tygodniu straciła dwoje polityków, Joannę Muchę i Jacka Burego, którzy przeszli do ruchu Szymona Hołowni. Co to oznacza dla PO?
Andrzej Anusz: Z jednej strony Platforma Obywatelska przyzwyczaiła się do tego, że jest największym ugrupowaniem opozycyjnym. Z drugiej strony PO już od dłuższego czasu znajduje się w dużej stagnacji – jest kryzys przywództwa Borysa Budki i widać, że nie ma planu działania. Właśnie mija 20. rocznica powstania Platformy – zapowiadano nową deklarację, nowe otwarcie programowe, ale to się wszystko opóźnia.
Tymczasem Hołownia, co widać w sondażach, wszedł na trzecie miejsce, a różnica między jego ruchem a KO się zmniejsza. Sądzę, że Hołownia podjął wyzwanie polegające na tym, że chce być pierwszym ugrupowaniem opozycyjnym i to się dokona kosztem Platformy. Dlatego w najbliższym czasie przewiduję kolejne transfery z klubu KO do Polski 2050.
Czy te transfery nie wpływają na wiarygodność samego Hołowni, który najpierw zapowiadał nową jakość, a teraz zaczyna otaczać się ludźmi związanymi z PO?
Moim zdaniem Hołownia wyciąga lekcję z Pawła Kukiza, który kilka lat temu szedł do polityki z dość podobnymi hasłami – stawiał się w roli lidera ruchu antyestablishmentowego, uważał że nie nie należy budować partii politycznej ani struktur i nie chciał za bardzo czerpać z dotychczasowych polityków, którzy byli w różnych partiach. Kukiz poniósł klęskę, a Hołownia wyciąga z tego wniosek i dokonuje swoistego miksu.
Ten miks polega na tym, że Hołownia z jednej strony – jako osoba nowa w polityce i z dobrym poparciem z kampanii prezydenckiej – próbuje odwołać się do wyborców bezpośrednio, ponad strukturami partyjnymi. Temu służy m.in. obecność Hołowni w mediach społecznościowych, w których jest bardzo dobry i tam tworzy swoje kanały komunikacji. Z drugiej strony równolegle buduje partię polityczną, think-tank i przejmuje polityków w parlamencie, bo wie, że parlament jest dla niego narzędziem. Chce mieć koło poselskie, a być może i klub parlamentarny. Może za chwilę będzie próbował zrobić nowe rozdanie w Senacie, gdzie przewaga opozycji nad Prawem i Sprawiedliwością jest minimalna.
W kontekście problemów Platformy za każdym razem wraca sprawa ewentualnego powrotu Donalda Tuska do krajowej polityki. Wierzy pan w to?
Sądzę, że taki bezpośredni powrót Tuska w postaci startu w wyborach jest bardzo mało prawdopodobny. Natomiast on cały czas może próbować spełniać rolę swoistego patrona opozycji, który ma łączyć różne środowiska skupione wokół niej. Tusk nie wróci do PO na takiej zasadzie, że razem z Borysem Budką i Rafałem Trzaskowski stworzą triumwirat, który będzie pchał tę partię do przodu. Za to wyobrażam sobie np. Tuska wzywającego opozycję do okrągłego stołu, którego on będzie inicjatorem. Natomiast do bezpośredniej polityki nie wejdzie ze względu na duże obciążenia wizerunkowe. Myślę, że nawet liderzy opozycji nie zgodziliby się na to.
Sejm wybrał Piotra Wawrzyka na Rzecznika Praw Obywatelskich, ale z Senatu już słychać głosy, że nie zostanie zaakceptowany. Dlaczego przez tyle czasu kluby nie są w stanie się dogadać i przedstawić kandydata, który byłby do przyjęcia dla wszystkich?
Uważam, że w sprawie prof. Wawrzyka będzie jeszcze próba dociśnięcia. W momencie, w którym PiS zdecydowało się zgłosić swojego kandydata, zakładam, że ma jakiś plan i w Senacie może dojść do niespodzianki. Być może dwóch czy trzech senatorów nie przyjdzie na głosowanie i minimalną większością prof. Wawrzyk tym rzecznikiem zostanie.
Natomiast gdyby do tego nie doszło, to należy spodziewać się nowego kandydata. Jak rozumiem, w tym kierunku szła propozycja prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie Jana Marii Rokity. W każdym razie nie uważam, że prof. Wawrzyk ma duże szanse w Senacie, ale jednocześnie nie jest ich pozbawiony w ogóle. Poczekajmy do końca tej procedury, bo ta większość opozycji w Senacie jest bardzo chwiejna. To wszystko może się rozegrać naprawdę o jeden głos.
Czy Jan Rokita to jest kandydatura, która mogłaby pogodzić wszystkich?
W mojej ocenie kandydatura Rokity byłaby bardzo trudna do zaakceptowania przede wszystkim dla samego Jarosława Kaczyńskiego, który obarczał go odpowiedzialnością za tzw. inwigilację prawicy i mówił, że Rokita powinien zniknąć z polskiej polityki. Po takich wypowiedziach teraz miałby być kandydatem na RPO? Myślę, że dla twardego elektoratu PiS taka zmiana byłaby bardzo kosztowna politycznie. Choć oczywiście niczego nie można wykluczyć, bo w polityce różne przewartościowania są możliwe.
Czytaj też:
Dmitrowicz: To, co zrobiła "Krytyka Polityczna" było obrzydliwe
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.