Damian Cygan: Facebook zablokował możliwość promocji za granicą filmu dokumentalnego IPN o niemieckim obozie dla polskich dzieci w Łodzi. Jako powód blokady podano, że materiał ma charakter polityczny. Po nagłośnieniu sprawy w mediach, blokadę zdjęto.
Piotr Dmitrowicz: Dla mnie to absolutnie zdumiewająca sytuacja. Określenie o politycznym charakterze filmu nijak się ma do tego, o czym traktuje ta dramatyczna i brutalna historia polskich dzieci, które były męczone i tak naprawdę mordowane przez Niemców w obozie przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Nie jestem w stanie tego pojąć.
Zakładając, przy mojej całkowicie dobrej woli, że mamy do czynienia tylko i wyłącznie z głupotą i niewiedzą, to niestety ta sprawa jest kolejnym przykładem pokazującym, że dzieje się coś złego, jeśli idzie o media społecznościowe, internet i pokazywanie historii – szczególnie tej związanej ze zbrodniami niemieckimi i sowieckimi.
Byłbym jak najdalszy od jakiejś spiskowej teorii dziejów, ale jednak coś jest na rzeczy, że właśnie te tematy, związane bezpośrednio ze zbrodniami niemieckimi i sowieckimi z czasów II wojny światowej i po niej, są blokowane czy wyrzucane z mediów społecznościowych.
Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, które pan reprezentuje, również ma swoje profile na Facebooku i Twitterze. Czy kiedykolwiek spotkał się pan z próbą blokady lub cenzury treści rozpowszechnianych przez muzeum?
Na szczęście nie. My jako muzeum staramy się promować takie treści, które absolutnie nikogo nie mogą urazić.
Natomiast akcja idzie z drugiej strony, bo atak na nasze muzeum jest coraz bardziej potworny. To, co zrobiła ostatnio "Krytyka Polityczna", gdzie jako ilustrację do tekstu Adama Leszczyńskiego umieszczono książkę "Mein Kampf" Adolfa Hitlera, a obok zdjęcie kard. Wyszyńskiego i Romana Dmowskiego, było obrzydliwe. To jest coś niesamowitego.
Na Boga, w świecie, w którym żyjemy, gdzie ciągle dzieje się tyle zła i wszystkie media często epatują tą brutalności, treści historyczne, konserwatywne czy tradycyjne zaczynają być blokowane. To jest na pewno bardzo niepokojące.
Ministerstwo Sprawiedliwości pracuje nad tzw. "ustawą wolnościową", która ma pomóc w walce z hejtem w internecie i blokowaniem treści przez takich gigantów jak Facebook czy Twitter. Czy ten pomysł ma w ogóle szansę powodzenia?
Absolutnie nie wierzę, że takie przepisy będą miały jakąkolwiek moc. To jest kwestia użytkowników mediów społecznościowych i ich nacisku na właścicieli tych mediów. Próby uregulowania tego problemu na poziomie rządowym nie mają najmniejszego sensu, bo to niczego nie zmieni.
Liczy się przede wszystkim wpływ społeczności – ludzi, którzy są użytkownikami tych platform. To są miliony internautów o różnych poglądach. I szanujmy je. Wszystkie.
Czytaj też:
Kaleta o nowej ustawie: Chcemy to rozwiązać inaczej niż Niemcy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.