Wieczorem swoich serwisów informacyjnych nie pokazały Polsat oraz TVN. Telewizja Polska nie przyłączyła się do protestu i jak zawsze o godz. 19.30 widzowie mogli obejrzeć "Wiadomości". W ciągu dnia TVP Info oraz pozostałe anteny TVP nadawały zgodnie z harmonogramem. Podobnie, czyli bez zmian, działało Polskie Radio – zarówno jego radiowa, jak i internetowa odsłona.
Tymczasem lider Kukiz'15 udostępnił na swoim profilu na Facebooku wpis, którego autorem ma być rzekomo prezes TVP Jacek Kurski. Nad fałszywym wykresem pokazującym oglądalność TVP1 oraz TVP2 zamieszono słowa: "Uwielbiam takie wykresy. TVP1 wymiata Reszta się nie liczy. Dziękuję. Jesteśmy razem".
Autorem wpisu nie jest Jacek Kurski, jednak Paweł Kukiz w żaden sposób nie zaznaczył tego faktu. Wielu internautów uwierzyło w prawdziwość tej informacji i nie kryje w komentarzach oburzenia, kierując pod adresem TVP i jej prezesa wiele gorzkich, a często obraźliwych słów.
#MEDIABEZWYBORU
Akcja protestacyjna części mediów dotyczy projektu ustawy o składce reklamowej. Rządzący przekonują, że zawarte w ustawie rozwiązania miałyby służyć pozyskaniu dodatkowych środków, które posłużą zapobieganiu długofalowym zdrowotnym, gospodarczym i społecznym skutkom pandemii COVID-19. Ich źródłem mają być składki od reklamy w Internecie oraz mediów tradycyjnych.
"Pandemia SARS CoV-2 dotyka społeczeństwo Polski w wielu sferach życia. Jej konsekwencje zdrowotne, społeczne i gospodarcze odczuwane będą długofalowo. Najbliższe miesiące i lata, będą wymagały wzmożonych działań niwelujących skutki pandemii. W związku z długofalowymi konsekwencjami pojawienia się i rozprzestrzeniania wirusa SARS CoV-2 oraz jego wpływem na zdrowie społeczeństwa ustawodawca widzi konieczność wprowadzania szczególnych rozwiązań, ułatwiających podejmowanie działań minimalizujących jego skutki dla zdrowia publicznego" – czytamy w uzasadnieniu projektu.
Według wielu redakcji to próba finansowego uderzenia w "wolne media", co ma docelowo osłabić ich siłę i niezależność.
Czytaj też:
Protest mediów. Prezydent: Nie o wolność słowa tu chodzi, tylko o pieniądze