Ekspert: Część niemieckich mediów zarzuca prezydentowi Niemiec hipokryzję

Ekspert: Część niemieckich mediów zarzuca prezydentowi Niemiec hipokryzję

Dodano: 
Prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier
Prezydent Niemiec, Frank-Walter SteinmeierŹródło:PAP / RONEN ZVULUN / POOL
Część niemieckich publicystów uważa, że błędem szefa unijnej dyplomacji było to, że powiedział w Moskwie za mało, a błędem prezydenta Niemiec, że nie milczał – mówi portalowi DoRzeczy.pl Olga Doleśniak-Harczuk, ekspert ds. Niemiec Instytutu Staszica, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika „Nowe Państwo”, absolwentka Humboldt Universität zu Berlin.

Czy niemieckie media komentowały kontrowersyjną wypowiedź prezydenta Republiki Federalnej Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, w której przedstawił Nord Stream 2 jako konieczny i zestawił krytykowaną inwestycję ze sprawiedliwością dziejową wobec Rosjan?

Olga Doleśniak-Harczuk: Kilku dziennikarzy uznało ją za niepotrzebną i kompromitującą. Stefan Kornelius z „Süddeutsche Zeitung” znany polskim czytelnikom jako jeden z biografów Angeli Merkel zestawił słowa Steinmeiera z wizytą Josepa Borrella w Moskwie, stwierdzając, że błędem Borrella było to, że w Moskwie powiedział za mało a Steinmeiera - że nie milczał. Redaktor naczelny magazynu „Cicero” stwierdził, że Steinmeier zatracił wyczucie polityki zagranicznej, które rzekomo miał jeszcze kilka lat temu jako szef niemieckiej dyplomacji. Autor tekstu pisze o hipokryzji polityka, który oburza się próbą otrucia Aleksieja Nawalnego, by za chwilę przedstawić budowę Nord Stream 2 w kontekście niemieckich zbrodni w Sowietach jako coś absolutnie koniecznego dla podtrzymania „ostatniego mostu łączącego Rosję z Europą”. Dziennikarz „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Reinhard Veser zauważa z kolei, że logika Steinmeiera, posługującego się argumentem niemieckiej winy względem Rosjan, zastosowana do ofiar ukraińskich mogłaby posłużyć jako kontrargument do dokończenia budowy spornego rurociągu.

Większość komentatorów krytycznie odniosło się więc do wywiadu udzielonego przez Steinmeiera, ale znalazły się też inne opinie. Jak ta opublikowana na stronie Redaktionsnetzwerk Deutschlands, autorstwa Jana Emendörfera, który pochwalił wypowiedź prezydenta Niemiec jako „mądrą”. Publicysta uznał, że skoro wizyta Josepa Borrella w Moskwie okazała się porażką a Rosja wydaliła trzech unijnych dyplomatów, to każde słowo mogące załagodzić sytuację, to wyraz rozsądku. To pogląd charakterystyczny dla niemieckich elit zainteresowanych zbliżeniem z Rosją bez względu na wszystko. Ludzie ci porównują aktualne iskrzenie w stosunkach niemiecko-rosyjskich do konfliktu z początku lat 70. XX w., czyli z okresu poprzedzającego czas Ostpolitik Willego Brandta.

Czy to iskrzenie jest faktem, czy zabiegiem publicystycznym?

Oddzieliłabym spektakl od życia. Spektaklem jest oburzenie wyrażane przez większość polityków Niemieckich w związku z działaniami reżimu Władimira Putina i ostatnimi wydarzeniami związanymi z Aleksiejem Nawalnym. I tutaj jednak potraktowałabym bardziej przychylnie Zielonych, ponieważ oni od początku apelowali o zaprzestanie budowy NS2. A życie to determinacja rządu federalnego by ukończyć budowę Nord Streamu 2. I ten drugi element wygrywa. 11 lutego w Bundestagu niemieccy posłowie debatowali o Rosji. Szef dyplomacji Heiko Maas, rozpoczął swoje przemówienie od pochwalenia Josepa Borrella za jego wizytę w Moskwie.

Co konkretnie powiedział szef niemieckiej dyplomacji?

Maas podkreślał potrzebę dialogu z Rosją, stwierdził, że klucz do porozumienia leży dziś nie w Berlinie czy w Brukseli, ale w Moskwie i że on osobiście żałuje, że Moskwa nie wykorzystała wizyty Borrella do znalezienia płaszczyzny porozumienia. Odnosząc się do Nord Stream 2, polityk dał do zrozumienia, że Nord Stream II jest narzędziem, jak rozumiem w rękach Niemiec, by wpływać na Rosję a przerywając budowę rurociągu Rosja zostanie odizolowana od Europy i zwróci się w kierunku Chin. To było bardzo dziwne przemówienie.

Dlaczego?

Pomieszanie pomstowania na Rosję za wyrok na Aleksieja Nawalnego, za rosyjskie cyberataki na Bundestag, za morderstwo dokonane w Berlinie na zlecenie Moskwy i wezwanie do dialogu, który można określić jako dialog bez granic. Heiko Maas był nerwowy. Ewidentnie zirytowało go to, że obecni na sali plenarnej Zieloni zażądali natychmiastowego wezwania ministra finansów, Olafa Scholza. Co też nastąpiło. Scholz musiał opuścić ważne spotkanie rządowe poświęcone walce z pandemią i przyjść na salę plenarną. Co istotne, minister musiał się tam stawić za sprawą woli klubu parlamentarnego Zielonych, ale i AfD. SPD i chadecy nie mieli wystarczającej liczby posłów na sali by przegłosować opozycję.

Jak ocenić z jednej strony zaniepokojenie szefa MSZ chińsko-rosyjskim zbliżeniem, z jednoczesnym odwoływaniem się do symboliki budowania mostów w stosunku z Rosją?

Wpisują się one we wcześniejszą wypowiedź Franka-Waltera Steinmeiera i całą narrację socjaldemokratów związaną ze spojrzeniem na Rosję, jako na państwo, któremu można więcej bo „jest po przejściach”. Daje też o sobie znać wiecznie żywa koncepcja „Wandel durch Annährung”, czyli zmiany poprzez zbliżenie, a sprowadzająca się do zmiany przez handel, do interesów zbliżających Niemcy i Rosję, ale z pewnością nie służącej Europie jako całości. Co zaś się tyczy samych Chin, Republika Federalna Niemiec konsekwentnie dąży do wypracowania sobie jak najlepszych kontaktów gospodarczych z Państwem Środka, Niemcy w ostatnich latach znacznie zintensyfikowały swoje stosunki z Pekinem stając się najważniejszym partnerem handlowym Chin w Europie. Chiny są z kolei najważniejszym partnerem gospodarczym Niemiec w Azji. Zatroskanie o zbliżenie Rosji i Chin jest w tym kontekście co najmniej kuriozalne.

Dlaczego Zielonym tak bardzo zależało na sprowadzeniu Olafa Scholza na salę plenarną?

Powodem było opublikowanie w zeszłym tygodniu skanu dokumentów dających wgląd w propozycję, jaką w sierpniu 2020 r, minister finansów złożył stronie amerykańskiej. Scholz proponował doinwestowanie miliardem euro rozbudowy gazoportów, które mogłyby odbierać amerykański LNG w zamian za odstąpienie USA od sankcji na Nord Stream 2 i zielone światło dla dokończenia tego projektu. Sprawę już we wrześniu opisywał tygodnik „Die Zeit” a w Bundestagu posłowie opozycji pytali Olafa Scholza o doniesienia medialne związane z jego rzekomą inicjatywą. W październiku i grudniu rząd federalny odpowiedział z kolei pisemnie na interpelacje złożone przez klub parlamentarny FDP i Linke a dotyczące inicjatywy ministra finansów. Z lektury tych odpowiedzi jasno wynika, że po pierwsze – sprawa Aleksieja Nawalnego nie zmieniła stosunku rządu federalnego do NS2, po drugie – rząd federalny odmówił wtedy udzielenia odpowiedzi na temat opisywanych przez media negocjacjach Olafa Scholza z ówczesnym sekretarzem skarbu USA. Argumentowano, że „rząd federalny nie wypowiada się na temat poufnych rozmów”. Te dokumenty są dość ciekawe, zwłaszcza liberałowie z FDP postawili mnóstwo pytań, z których większość została najzwyczajniej zbyta. To, że sprawa ministra Scholza nagle odżyła w lutym wynika z akcji Deutsche Umwelthilfe, czyli organizacji ochrony klimatu, która opublikowała skany listu skierowanego w sierpniu do Amerykanów. Rozmawiałam z szefem tej organizacji, pytając dlaczego tak długo zwlekali z tą publikacją.

I jak to argumentował?

Odpowiedział, że wcześniej nie mieli dostępu do skanów a opublikowali by „wszystko było czarne na białym”. Nie podobało im się przede wszystkim to, że strona niemiecka zgłosiła gotowość sprowadzania „brudnego gazu z USA” a Olaf Scholz zamierzał dofinansować cały deal miliardem euro z kieszeni niemieckiego podatnika bez mandatu Bundestagu. Ja bym jednak dodała, że w Niemczech toczy się kampania do Bundestagu, 26 września odbędą się wybory a wcześniej, w marcu i czerwcu do kilku landów, każdą wiec burzę wewnątrzniemiecką rozpatrywałabym z perspektywy walki wyborczej. To, że przy jej okazji wychodzą na jaw sprawy istotne z polskiego punktu widzenia, to oczywiście dobrze, ale warto pamiętać o tle.

Czytaj też:
Ekspert o zjeździe CDU: Wypowiedź Tuska wzbudziła zażenowanie

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także