Warto rozmawiać. Wersja z paluszkiem

Warto rozmawiać. Wersja z paluszkiem

Dodano: 
Jan Pospieszalski
Jan Pospieszalski 
Dziennik Zarazy | Wpis nr 397 || Od dawna śledzę karierę Jana Pospieszalskiego. Podobały mi się jego programy, szczególnie „Warto rozmawiać”. Sam miałem okazję wystąpić, więc wiem jak to wygląda od kuchni. Jan jest ginącym gatunkiem nieplemiennego dziennikarstwa, dla mnie czasami zbyt egzaltowany w tematyce, ale widocznie takie są potrzeby gatunku.

Od dawna był mocno bezkompromisowy w wyborze tematów, niejednokrotnie pod wiatr. I różnie z tym bywało, ostatnio jego program wylądował, pewnie z tych powodów, w regionalnej TVP3, z powtórkami dla nietoperzy w TVP1 o godz. 23.50. W poniedziałki.

Widziałem, że w kowidzie go świerzbi ta cała, akurat tu zgrana ponad podziałami, orkiestra mainstreamowego przekazu o pandemii. Zdzwoniliśmy się kiedyś, gdy zaczął szukać kontaktu z dostarczycielami statystyk stawiających pandemiczność koronawirusa pod boldowym znakiem zapytania. Zapytałem się go, czy wie co robi, bo jak pójdzie tą drogą w publicznej tv to będzie mocno pod ten jego prąd. Nie pamiętam co mi odpowiedział, ale dziś widzę co pomyślał.

Pod prąd

Trudno żeby mu się w jego tok showach nie pojawił koronawirus, a jak to u Jana, bez większych osłonek. Ale te zależą od tego kogo się zaprasza, bo dziś każdy ma swoją melodię, a właściwie – dwie. Jednak 12 kwietnia Jan zaprosił stronę foliarską. Warto obejrzeć nawet przeczekawszy 9 reklam. No co prawda wysubtelnił ją postacią Tomka Wróblewskiego, ale pozostali trzej uczestnicy to dwójka sekowanych lekarzy i prawnik co to będzie sądził polskie państwo za pandemię niekowidowych ofiar. Mocny skład.

Tomasz Wróblewski, szef Warsaw Enterprise Institute, miał dużo do powiedzenia, gdyż jego think tank wydaje ważne raporty na temat różnych aspektów kowidowego nowego świata. Dużo tam ciekawych analiz, popartych badaniami i statystyką. Miał więc co powiedzieć i nie były to eseje, ale konkluzje na temat zmieniającego się świata. Za to lekarze, doktor Martyka z pierwszej linii kowidowego frontu i były wiceminister zdrowia doktor Hałat przekazali w skrócie dowody na nienaukowość postępowania władz, nie tylko polskich. (Dzień później w RMF potwierdził to pośrednio profesor Miłosz Parczewski, członek Rady Medycznej przy premierze. Z rozmowy z nim wyszło, że decyzje lockdownowe podejmowane są w Radzie „na czuja”, zaś noszenie maseczek na dworze jest bez sensu). Na koniec doktor Hałat nawet podziękował za możliwość udziału i wyraził nadzieję (płonną, jak wyjdzie niżej), że jest to początek debaty nad kluczowymi dziś tematami.

Odpowiedź Lichockiej

Pierwszy raz mieliśmy możliwość posłuchać „tamtej strony” i nie były to bełkoty płaskoziemców, ale twarde naukowe tezy wymagającej poważnej odpowiedzi. Jednak, gdybyż odpowiedzią była im chociaż cisza. Otóż wyskoczyła pani redaktor Lichocka. Nieszczęśliwie obsadzona w Radzie Mediów Narodowych, gdzie ocenia się linie programowe i poszczególne produkcje przekaziorów publicznych „pod kątem”.

Dlaczego nieszczęśliwie obsadzona? No bo takie nieszczęście powtarza się coraz to. Polega ono na tym, że mało kumający politycy obsadzają w roli menadżerskich i kontrolnych osoby z pierwszej linii danej specjalizacji. A to są dwie różne sprawy. Lekarz rzadko jest dobrym menedżerem służby zdrowia (ekonomista czy elektryk też, panowie ministrowie). Wyjątkiem był tu profesor Religa, ale to włąśnie wyjątek i dawno już nie żyje. To samo z dziennikarzami – pani Lichocka w Radzie Mediów Narodowych, czy pani redaktor Kania w zarządzie Polska Press to otwarta droga do problemów.

Pani Kani życzę jak najlepiej, ale doświadczenie w telewizji to co innego niż robota, którą odwalał jej poprzednik Paweł Fąfara, zarządzając siecią redakcji prasowych i lokalnych portali. No ale my tu o pani Lichockiej. Zaraz po programie ruszyła z twitterami-donoskami, że Jan przekroczył granice i ona się poskarży prezesowi Kurskiemu, że Jan nie jest na ścieżce i na kursie. Bo to skandal, żeby w telewizji publicznej ktoś kwestionował oficjalny przekaz. I pisze to osoba powołująca się wciąż na wolność w mediach, ba – na wolnościowy etos Solidarności.

Mało tego – doszło do aktów podłości. Lichocka w swoim twittcie zarzuca Pospieszalskiemu, że on to robi dla kasy, jest przeciwny lockdownowi, bo nie ma jak zarabiać z powodu zamknięcia koncertów, na których grywał, więc dorabia sobie fejm za publiczne pieniądze, jątrząc w oczy i uszy zwątpienie, które skończy się wzrostem zakażeń.

"Murem za Pospieszalskim"

Lichocka to jednak kłopot dla władzy. Jak każda nadgorliwość, jest gorsza od faszyzmu. Tak jak na sali sejmowej pani redaktor z tym swoim fuck-paluszkiem chciała podchojraczyć przeciwnikom na fali wzmożenia i wyszło fatalnie. Opozycja ma do dziś gotowe plakaty z jej ikonicznym już paluszkiem, które będzie wywieszać za każdym razem jak zechce PiS połączyć z dziećmi chorymi na raka, którym TVP zabrało pieniądze na leczenie, a więc życie. Z tego był tylko kłopot. Tak samo będzie z jej twittami o Janie. To tylko kłopot dla władzy. No bo teraz co? Pani redaktor pójdzie na Radę, wymusi na Kurskim samokrytykę, a ten uwali Jana. I co wtedy, Pani ochotna? Przecież to zmartwienie dla obu prezesów. I dużego, i małego.

Bo się zacznie. I zacznie się dyskusja, dlaczego nie ma dyskusji. A do tej pory dawało się jej unikać. Opozycja będzie bronić Jana (się zdziwi, c’nie?), lud zacznie szemrać, że wywalili za dyskusję, foliarze będą mieli swego idola, który może założy coś medialnie swojego. I jaki bilans takiego chojrakowania, pani redaktor?

W polityce trzeba jednak trochę refleksji, nawet jak się udaje jastrzębicę. W sejmie po paluszku prezes był załamany i zmartwiony, pani redaktor się schowała na chwilę (ba, minęły już ponad dwa lata tego postu) i pani redaktor wyszła spod kamienia samoizolacji i od razu – nowy kłopot dla PiS.

W socjalnych mediach założono już profil #MuremZaPospieszalskim i zbiera się lud. Nie totalnej opozycji, pani redaktor. Zjednoczyła Pani ludzi popierających PiS, ale jednocześnie wolność słowa, przeciwko wybranej przez nich władzy. Słabe to, może nawet słabsze niż ten niesławny paluszek.

I teraz z kolegami będziemy pilnować czy Janowi nie stanie się jakaś krzywda. I albo go uwalicie i będzie opór, albo trzeba się będzie wycofać z tej buńczuczności, ale już wtedy na własny, Pani osobisty rachunek, bo nikt do tego nie przyłoży ręki. I co Pani wtedy zrobi z tym swoim paluszkiem? Ja mam pomysł, ale nie będę o nim pisał, bo jak widzę ze statystyk, dzieci również mnie czytają.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Czytaj też:
Spór o program TVP. Lichocka zapowiada interwencję u Kurskiego

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także