Homoseksualizm – rewolucja oparta na kłamstwach

Homoseksualizm – rewolucja oparta na kłamstwach

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay / Domena Publiczna
Ks. Paweł Bortkiewicz TChr | Ci, których rzekomo się dyskryminuje, są dziś często opresorami. A kłopoty mają ci, którzy chcą podejmować działania terapeutyczne.

B ył więc tylko jeden kruczek – paragraf 22 – który twierdził, że troska o życie w obliczu realnego i bezpośredniego zagrożenia jest dowodem zdrowia psychicznego. On był wariatem i mógł być zwolniony z lotów. Wystarczyło, żeby o to poprosił, ale gdyby to zrobił, nie byłby wariatem i musiałby latać nadal. On byłby wariatem, gdyby chciał latać dalej, i byłby normalny, gdyby nie chciał, ale będąc normalny musiałby latać. Skoro latał, był wariatem i mógł nie latać, ale gdyby nie chciał latać, byłby normalny i musiałby latać”. To fragment słynnego „Paragrafu 22” Josepha Hellera. Angielski tytuł książki „Catch-22” oznacza zarówno paragraf, jak i kruczek. Istotnie bowiem wspomniany „paragraf 22” stanowi kruczek prawny i logiczny. Opisany i przedstawiony w kontekście drugiej wojny światowej wciąż jest aktualny. Wydaje się, że jednym z bardzo konkretnych, choć chyba niepodejmowanych w analizie, obszarów jego uaktualnienia jest teoria gender i jej istotna składowa, którą jest promocja homoseksualizmu.

W świetle ideologii gender – szeroko rozumianej – płeć jest konstruktem kulturowym, a wybór płci jest wolnością stanowiącą sprzeciw wobec „reżimu prawdy”. A zatem dozwolony, wręcz promowany jest każdy akt, który wiąże się ze zmianą płci bądź orientacji seksualnej. Przejście z pozycji heteroseksualnej na nieheteroseksualną jest wyrazem takiej wolności. Okazuje się jednak, że w tej ekspresji wolności jest pewien haczyk. Kiedy bowiem homoseksualista może być poddany terapii, która dokona zmiany jego orientacji, takie działanie staje się wyrazem nie wolności, ale ewidentnej dyskryminacji.

Rola homoseksualisty jest zatem rolą niezwykle skomplikowaną. Jeżeli deklaruje swoją orientację jako niezmienną, spetryfikowaną, to w gruncie rzeczy zaprzecza samej istocie ideologii, której jest wyznawcą. Bo przecież jest to ideologia mówiąca o płynności orientacji seksualnych i swobodzie jej wyboru. Jeżeli jednak chciałby postępować zgodnie z tą ideologią i dokonywać zmiany orientacji na heteroseksualistę, to wówczas – w najlepszym wypadku – może zyskać co najwyżej status ofiary dyskryminacji.

Inaczej jeszcze ujmując, tocząca się dyskusja o możliwości bądź niemożliwości terapii osób homoseksualnych, stanowi potężny przypis do paragrafu 22. Ci, którzy chcą stosować za przyzwoleniem zainteresowanych ową terapię, są bezwzględnie dyskryminowani i niejednokrotnie penalizowani.

Wraz z tym działaniem pojawiają się, rzecz jasna, głosy domagające się wykazania skuteczności terapii. Jak jednak wykazać można skuteczność i efektywność terapii, skoro jest ona całkowicie lub niemal całkowicie blokowana? W takiej sytuacji pojawiają się głosy triumfu – „ta terapia jest po prostu niemożliwa”, „jest wymysłem opresyjnych umysłów dyskryminatorów”.

W efekcie trwa niekończący się dyskurs – z jednej strony środowiska homoseksualne podkreślają w sposób wręcz dogmatyczny, że homoseksualizm nie jest ani zaburzeniem, ani chorobą, ani jakąkolwiek anomalią, w związku z czym nie może podlegać żadnej korekcie terapeutycznej. Druga strona sporu wskazuje, że orzeczenie o tym, iż homoseksualizm przestał być uznawany za chorobę bądź zaburzenie, jest arbitralną decyzją niepopartą ani badaniami, ani rzetelną dyskusją naukową.

Argumentacja „z autorytetu”

Na czym opiera się odrzucenie homoseksualizmu jako zaburzenia lub choroby? Najkrócej chyba można określić, że opiera się na argumentacji z autorytetu. Zwykło się wymieniać tutaj dwa fakty. Po pierwsze, odrzucenie w 1975 r. przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) homoseksualizmu z klasyfikacji zaburzeń psychicznych. Dokonało się ono drogą głosowania, większością przyjętych wówczas głosów. Oczywiście, jak łatwo się domyśleć, samo głosowanie było wynikiem dyskusji i przedstawianych w trakcie tej dyskusji argumentacji. Drugim argumentem przywołującym autorytet – i to argumentem o charakterze rozstrzygającym – jest usunięcie homoseksualizmu z listy chorób przez WHO w 1990 r. Jak zauważają zwolennicy i komentatorzy tego zdarzenia, dokonało się to, ponieważ homoseksualizm po prostu nie mieścił się ani w definicji choroby, ani zaburzenia. Sławomir Jakima, redaktor naczelny „Seksuologii Polskiej”, pisma naukowego Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego w jednym z wywiadów stwierdził, że „zdrowie seksualne, według WHO, polega na równych i odpowiedzialnych relacjach partnerskich, satysfakcji seksualnej, wolności od chorób, niesprawności seksualnej, przemocy i innych krzywdzących praktyk związanych z seksualnością. Homoseksualizm spełnia zasady normy partnerskiej, która zakłada dojrzałość osób wchodzących w interakcję seksualną, obustronną zgodę i akceptację, dążenie ku obustronnej rozkoszy, nieszkodzenie partnerom, zdrowiu i społeczeństwu”. Oczywiście analiza krytyczna orzeczeń WHO wymagałaby wnikliwości, czasu i miejsca. Niemniej warto zauważyć, że oprócz preferowanego przez WHO rozumienia zdrowia (ogólnej definicji zdrowia) istnieje ok. 120 innych alternatywnych definicji tegoż pojęcia. Samo pojęcie „zdrowia seksualnego” przywołane przez redaktora Jakimę, wymagałoby także bardzo precyzyjnego określenia. Jest to pojęcie bowiem cokolwiek enigmatyczne, a lapidarne informacje internetowe podają, że pojęcie to pojawia się w dokumentach WHO w roku 2002, zatem cokolwiek później niż orzeczenie z roku 1990. Można wreszcie zastanawiać się nad metodologią takiego orzecznictwa, w którym mierzy się dane zjawisko normą subiektywnie ustanowioną przez dokonującego pomiar.

Warto zatem zwrócić uwagę na pierwszy etap owego usunięcia homoseksualizmu z listy chorób czy zaburzeń dokonany w 1975 r.

Analiza tamtego zabiegu jest o tyle godna zauważenia, że twierdzi się, iż Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wykreśliło homoseksualizm z listy chorób, bazując na wielu obiektywnych i rzetelnych badaniach naukowych, dokonując tego w sposób wolny od jakichkolwiek nacisków zewnętrznych. Problemem jest to, że rzeczywistość mija się z tymi informacjami.

Sławetne głosowanie zostało przeprowadzone w oparciu o dwa studia E. Hooker oraz Robins i Sanghir. Obie prace mogą stanowić wzorcowe przykłady nadużyć metodologicznych dotyczących na przykład celowego doboru osób badanych (konkretnie oznaczało to np. wyłączenie wszelkich osób wykazujących cechy psychopatologii), naruszania procedur eksperymentalnych czy ignorowania wyników własnych wcześniejszych badań (Robins i Sanghir).

Jeśli zaś idzie o swobodę w podejmowaniu decyzji, to trzeba nadmienić, że już od roku 1968 aktywiści gejowscy manifestowali na zebraniach komisji taksonomicznej Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, domagając się uczestnictwa w spotkaniach, na co w końcu wyrażono zgodę. Intrygujące w tym czasie były także wydarzenia stanowiące podkład pod swoiste ekspertyzy dla potrzeb APA. I tak na przykład w 1971 r. APA zdecydowało się na zorganizowanie w czasie Kongresu Psychiatrów Amerykańskich dyskusji panelowej. Wśród uczestników tej dyskusji był jedyny w grupie psychiatra Robert Spitzer, występujący jednak wyłącznie jako moderator dyskusji, której uczestnikami byli tylko homoseksualiści. Trudno jest uznać w tej sytuacji czynione ekspertyzy bądź przyczynki do pracy APA jako spełniające elementarne normy bezstronności i obiektywności.

Presja

Być może to właśnie presja aktywistów homoseksualnych, różnych grup nacisku, wspieranych przez lewicowe organizacje, hojnie udzielające stosownych funduszy, doprowadziły do takiego wyniku głosowania. O tym, że nie jest to wyłącznie bezpodstawna hipoteza, świadczy praca D. Schmierera i L. Gilberta „Zdążyć przed... Zapobieganie homoseksualnym postawom wśród młodzieży”. Autorzy dowodzą w niej, że analogiczna ankieta przeprowadzona pięć lat później wśród członków APA wykazała, że 68 proc. z nich uważa homoseksualizm za chorobę – zaburzenie. Gdyby tak było, to można to uznać za dowód wskazujący na siłę presji na głosowanie z roku 1975. Ważną metodą w stosowaniu tej presji było wzbudzanie poczucia winy za karanie homoseksualistów w wiekach poprzednich.

Skoro zatem najpierw APA locuta, causa finita, a potem ostatecznie WHO locuta, causa finita, homoseksualizm przestał być chorobą bądź zaburzeniem… Niestety, takie orzeczenia nie mają realnej mocy sprawczej. Niezależnie od tego, czy stwierdzimy, że nowotwory nie istnieją, nadciśnienie nie jest chorobą, a pedofilia dewiacją seksualną, fakty te niestety występują.

Konsekwencją paragrafu 22 jest radykalne zatarcie różnicy między zdrowym psychicznie a chorym psychicznie. Konsekwencją współczesnych presji lobby homoseksualnego jest nieoczekiwana zamiana ról – ci, którzy przedstawiają się jako wciąż dyskryminowani, niejednokrotnie występują w roli opresorów. Ci zaś, którzy kierując się potrzebą pomocy terapeutycznej, podejmują swoje działania, traktowani są jako dyskryminatorzy. Wydaje się tworzyć to sytuację bez wyjścia, chyba że przywrócimy staromodne pojęcia normy i patologii, prawdy i kłamstwa, dobra i zła. Przyznajmy, pojęcia zdecydowanie niepoprawne politycznie.

Artykuł został opublikowany w 25/2021 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także