ŁUKASZ WARZECHA: Dlaczego przeprowadzacie reformę struktury dowodzenia, choć poprzednia została wdrożona zaledwie w styczniu 2014 r.?
BARTOSZ KOWNACKI: Tamta struktura wprowadziła ogromny chaos i rozmyła odpowiedzialność.
Jak to? Był przecież dowódca rodzajów sił zbrojnych na czas pokoju, dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych na czas działań wojennych i szef Sztabu Generalnego, któremu pozostawiono najmniejsze kompetencje. Co było niejasne?
Przyjęło się na Zachodzie, że pierwszym żołnierzem jest szef Sztabu Generalnego, ale właśnie jego pozbawiono większości uprawnień. Granice odpowiedzialności pozostałych dowódców i inspektorów nie zostały jasno wyznaczone. Na przykład dowódca operacyjny RSZ miał kompetencje w przypadku prowadzenia operacji poza granicami kraju, ale przecież polska armia nie ma charakteru ekspedycyjnego. Zdarzały się kwestie, za które odpowiedzialność była przepychana od jednego do drugiego dowódcy i nikt nie chciał jej przyjąć. Momentami nie było wiadomo, kto komu podlega. (...)
Czy ciągłe zmiany nie rozregulują mechanizmu, jakim jest armia?
Mimo że przed strukturą dowodzenia wprowadzoną w 2014 r. przestrzegaliśmy od początku, podeszliśmy do sprawy z otwartą głową. Daliśmy sobie czas na przetestowanie istniejącego mechanizmu i nie wprowadziliśmy zmian od razu. Nasz test wypadł jednoznacznie: dotychczasowej struktury dowodzenia utrzymać się nie da i nie można. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.