Czy chodzi o stosunek do imigrantów muzułmańskich, czy o relacje z innymi religiami, czy o znaczenie ekologii i walki o utrzymanie czystości środowiska, a nawet kwestie dotyczące zasad etycznych, takich jak stosunek do homoseksualistów i eutanazji, liberalni rozmówcy uwielbiają powoływać się na papieża Franciszka. Faktycznie, nie jest im trudno odnaleźć w strumieniu różnych wypowiedzi opinii co najmniej dziwnych. Czasem można odnieść wręcz wrażenie, jakby obecny Ojciec Święty kwestionował naukę swoich poprzedników. Raz zrównuje misję apostołów z dżihadem, kiedy indziej sugeruje, że wiara jest czymś nieważnym, raz zdaje się sądzić, że Bóg nie jest ani nie może być Sędzią, innym razem głosi, że komuniści byli dobrymi chrześcijanami. Takich przykładów niejasnych, osobliwych wypowiedzi można by przytaczać dziesiątki. Często chodzi o gesty, takie jak choćby ten niedawny, kiedy to spotykając się z głowami państw Unii Europejskiej w Watykanie, papież przyjął na audiencji premiera Luksemburga i jego stałego partnera. Jakby byli mężem i żoną!
Jak ogromne budzi to zamieszanie, niech dowodem będą słowa włoskiego watykanisty, Sandro Magistra, który podsumowując obecny pontyfikat, stwierdził: „Wraz z pontyfikatem Franciszka Kościół stał się otwartym placem budowy. Wszystko jest w ruchu. Wszystko jest płynne. Żaden dogmat nie obowiązuje bezwzględnie”. Im więcej pojawia się niepewnych i wątpliwych wypowiedzi Franciszka, tym bardziej bywa on za to nagradzany i chwalony przez zwykle antykatolickie media – swoistym symbolem mogą być okładki magazynu „Rolling Stone” czy to, że „człowiekiem roku” ogłosił Franciszka „The Advocate”, największe walczące o prawa homoseksualistów czasopismo amerykańskie.
W ten sposób posłuszeństwo staje się instrumentem do walki z tradycją. Wspomniałem, jak mocna i skuteczna to broń retoryczna: ponieważ ogół sądzi, że posłuszeństwo papieżowi jest stałą i niezbywalną cechą wierzących katolików, to liberalni redaktorzy mogą do woli się nią posługiwać. A jeśli już ktoś nie chce się poddać i przeciwstawia się owym ekstrawaganckim opiniom Watykanu, to musi w końcu usłyszeć stwierdzenie, że jest „bardziej papieski od papieża”, które ma z niego zrobić fanatyka i fundamentalistę.
Jednak i zwykli wierni często nie rozumieją, jak można krytykować papieża. Czyżby biskupa Rzymu nie chronił zawsze Duch Święty? Otóż nie zawsze i czegoś podobnego nigdy nie głosił żaden liczący się teolog. Zawsze wyraźnie odróżniali oni urząd od osoby. Inaczej niż sądzą przedstawiciele liberalnych mediów, katolicy nie wyznają po prostu papolatrii ani nie biorą za dobrą monetę każdego stwierdzenia poszczególnego biskupa Rzymu. Nie jest również prawdą, że do absolutnego posłuszeństwa zobowiązuje ich dogmat o papieskiej nieomylności. Mówi on wprawdzie o pomocy Ducha Świętego, ale – jak wskazuje tekst Soboru Watykańskiego I – wyraźnie określa jej granice: papieże mają ją po to, by w sposób pobożny i wierny przedstawiać objawienie lub depozyt wiary, przekazany przez apostołów. Niezwykle dobitnie tę rolę papieża jako strażnika podkreślał jeszcze niedawno Benedykt XVI, kiedy stwierdzał, że papieżowi nie wolno ogłaszać swoich własnych idei, raczej nieustannie musi on dbać o to, by Kościół był wierny Słowu Boga i nie ulegał oportunizmowi.
Czasami myślę sobie, że na tym być może polegają owoce obecnego kryzysu Kościoła: na wzroście świadomości, jaka jest prawdziwa natura władzy papieskiej i nowej odpowiedzialności za obronę dziedzictwa u zwykłych wiernych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.