Przerażony jest sam Donald Tusk, co widać po jego publicznych prośbach o przysłanie amerykańskich żołnierzy. – Zależy nam na tym, by Polska zabezpieczona była wojskiem, a nie tylko zdaniami zapisanymi w traktacie – powiedział Donald Tusk. Premier skomentował w ten sposób wypowiedź Radosława Sikorskiego, że w Polsce mogłyby stacjonować dwie brygady amerykańskie. Dzisiaj mimo pozornej jedności na górze – pomiędzy prezydentem a premierem – widać jednak, jak szef MON Tomasz Siemoniak intensywnie wykorzystuje armię do budowania przedwyborczej pozycji Tuska jako męża opatrznościowego.
Dlatego kryzys ukraiński to okazja do nadzwyczajnej aktywności szefa MON, który razem z premierem odbył tournée po jednostkach wojskowych. Prezydent jako zwierzchnik sił zbrojnych został w tej rywalizacji zepchnięty do defensywy. Wygląda więc na to, że mamy dzisiaj nie tylko pełzający konflikt u naszych granic, do którego polska armia nie jest przygotowana, ale także pełzającą wojnę na górze o armię, która wplątana została w bieżącą politykę przedwyborczą. (...)