Kownacki: Musimy pytać rząd, czy Polska i Polacy będą rzeczywiście chronieni

Kownacki: Musimy pytać rząd, czy Polska i Polacy będą rzeczywiście chronieni

Dodano: 
Bartosz Kownacki (PiS)
Bartosz Kownacki (PiS) Źródło: PAP / Rafał Guz
Nie istnieje w Europie system, który mógłby się równać z amerykańskim systemem Patriot -mówi poseł PiS, były wiceszef MON Bartosz Kownacki w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Radosław Sikorski, komentując powołanie nowego niemieckiego rządu z kanclerzem Friedrichem Merzem, mówi o swoich marzeniach: „Marzy mi się na przykład obrona przeciwrakietowa oparta na polskich radarach oraz na niemieckich rakietach i pieniądzach, które mogłyby nas chronić przed rosyjskimi pociskami z Królewca”. Czy panu też marzą się niemieckie rakiety i pieniądze jako podstawa naszej obrony?

Bartosz Kownacki: Na szczęście to tylko marzenia. Politycy powinni jednak funkcjonować w oparciu o fakty i to trzeba jasno powiedzieć. Rozumiem, że to rozwinięcie marzeń Donalda Tuska o wspólnej europejskiej obronie. Mówił przecież o budowie jakiejś tarczy antyrakietowej. Od półtora roku słyszymy te zapowiedzi, ale nadal nie ma żadnych konkretów. Nie istnieje dziś w Europie system, który mógłby się równać z amerykańskim systemem Patriot. My rozpoczęliśmy decyzję o jego zakupie już w 2015 roku. Co prawda, polityczną deklarację podjął jeszcze pan Tomasz Siemoniak, w trakcie kampanii prezydenckiej, ale to był wybór czysto polityczny. Potem, już w sposób merytoryczny, analizowaliśmy realne możliwości i system Patriot okazał się najlepszy. Nie odrzucaliśmy z góry alternatywnych projektów tej klasy – ale po prostu ich nie było, albo wiązały się z zbyt dużym ryzykiem. Europejski projekt? Nie istniał. Było to wówczas marzenie przyszłości. Od 2015 roku do 2025 niewiele się w tej sprawie zmieniło.

Rozważaliśmy też inne możliwości jak choćby izraelskie systemy, technicznie dobre, ale z punktu widzenia naszych wschodnich uwarunkowań politycznych, były po prostu ryzykowne. Dziś nadal nie ma nic lepszego od systemu Patriot. Każdy, kto mówi o budowie alternatywnej obrony przeciwlotniczej, działa moim zdaniem, na szkodę polskiego interesu. Mimo że wydajemy ogromne środki na obronność, to i tak pieniędzy wciąż brakuje. Potrzeby są ogromne. Musimy kupić Borsuki, bo kupujemy tylko sto. Musimy pozyskać kolejne, bardzo drogie systemy obrony powietrznej. I w takiej sytuacji dublowanie istniejących rozwiązań jest wyrazem ignorancji i niekompetencji. Tymczasem Radosław Sikorski był przecież ministrem obrony narodowej. Tego typu pomysły działają na szkodę gospodarczego interesu Polski i pokazują niezrozumienie istoty problemu.

To co panu by się marzyło w relacjach z Niemcami w tej dziedzinie?

To, żeby niemieckie systemy obrony przeciwpowietrznej, jeśli Niemcy rzeczywiście zdecydują się nie korzystać z Patriotów i chcą rozwijać własne systemy, były przynajmniej kompatybilne z naszymi. Jedną z zalet amerykańskiego Patriota jest tzw. ABC – czyli możliwość integracji danych z różnych źródeł: F-35, F-16, Homara, radarów. To daje przewagę. Gdyby więc te europejskie systemy były kompatybilne, możliwe do spięcia w jeden zintegrowany system, to byłaby realna wartość dodana. Ale dziś rozmawiamy o czysto politycznych sloganach, o czymś, czego nie ma. A mnie marzy się po prostu to, żeby zamiast dwóch baterii Patriotów Polska miała ich dziewiętnaście i odpowiednią liczbę pocisków, bo to one realnie chronią ludzi. Politycy Koalicji Obywatelskiej zdają się zapominać, że za naszą wschodnią granicą trwa wojna. A mówią o bezpieczeństwie w kategoriach sloganów, nie faktów. A my musimy patrzeć na efektywność. Musimy pytać, czy Polska i Polacy będą rzeczywiście chronieni. Bo jak sobie kupimy dwie baterie, a Niemcy zbudują „pół systemu”, to nie będzie żadnej skutecznej obrony. Te marzenia Tuska i Sikorskiego – dobrze, że są tylko marzeniami. Bo gdyby zostały zrealizowane, byłoby to dramatyczne w skutkach.

Radosław Sikorski wciąż wierzy w powstanie wielkiej europejskiej armii. Koalicja stawia na wspólne europejskie zbrojenia. Czy to ma sens?

Dwa miesiące temu, po głośnych deklaracjach Donalda Trumpa i trudnej sytuacji Ukrainy, europejscy przywódcy spotykali się, radzili, jak tu pomóc Ukrainie, jak się zjednoczyć. I co? Co się zmieniło? Poza kilkoma spotkaniami – nic. Pogadali, zapowiedzieli jakieś pieniądze – może będą, może nie, nikt nie wie na co. Ukraina jak była w trudnej sytuacji, tak w niej pozostaje. Nadal szuka się amunicji, pocisków, a zasadniczego przełomu nie ma. Problemem Europy jest to, że dużo mówi, dużo debatuje, a potem, po dobrym obiedzie, wszyscy się rozjeżdżają i nic z tego nie wynika. Jeśli tak ma wyglądać europejska obronność, to gratuluję. Może jak rosyjskie wojska staną pod Poznaniem, to wtedy zacznie się prawdziwa rozmowa.

Czytaj też:
"Precz!". Tłum nie wytrzymał po pytaniu reportera TVN24 do Nawrockiego
Czytaj też:
Trzaskowski zbyt inteligentny dla Polaków? "To zasługuje na duży zasięg!"


Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także