Tuż po tym, jak Ewa Kopacz złamała zasadę solidarności państw Grupy Wyszehradzkiej i w 2015 r. zgodziła się w imieniu polskiego rządu na przyjęcie kilku tysięcy uchodźców, rozmawiałem z pewnym publicystą z Pragi, który powiedział mi, że Czesi czują się, jakby przejechał po nich walec. – U nas to jak drugie Monachium – dodał. Podobne pewnie były nastroje na Węgrzech. Jakie były w Polsce, jest oczywiste – m.in. właśnie za to głosowanie wyborcy ukarali PO.
Zdecydowana większość obywateli tych państw uważała i uważa, że Bruksela, wprowadzając zasadę przymusowej relokacji uchodźców, łamie zasadę suwerenności i przerzuca swoje błędy na pozostałych. Niestety, wygląda na to, że Komisja Europejska nic z tego nie zrozumiała. Ogłaszając we wtorek wszczęcie procedury skierowanej przeciw Polsce, Węgrom i Czechom, popełniła ogromny błąd. Być może Brukseli wydaje się, że toczy spór z rządami tych krajów, jednak jest to starcie z ogromną większością Polaków, Czechów i Węgrów.
Oczywista jest hipokryzja urzędników komisji. Jak wiadomo, żadne z państw Unii nie wypełniło – co się tyczy przyjmowania uchodźców – swoich zobowiązań. Dlaczego zatem akurat napiętnowano Warszawę, Budapeszt i Pragę? Dlaczego pozostawiony w spokoju Wiedeń, który raptem niedawno zadeklarował chęć przyjęcia… 50 uchodźców? Nie chodzi o rozwiązanie prawdziwego problemu, ale o pokazanie, kto tu rządzi. Państwa Europy Środkowej mają zostać ukarane, bo zamiast bawić się jak Austria w ciuciubabkę, otwarcie zadeklarowały, że uchodźców przyjmować nie będą.
Trudno nie zauważyć, że pomysł Unii na rozwiązanie kwestii uchodźców nie wypalił. W normalnej sytuacji odpowiedzialni politycy powinni się z niego wycofać. Komisarze unijni zamiast próbować zmuszać niepokornych, powinni znaleźć inny sposób rozwiązania kryzysu. Inny to znaczy także bardziej ryzykowny i mniej akceptowany przez potężne organizacje obrońców praw człowieka oraz różnej maści ideologów lewicowych, śniących o wielokulturowych społeczeństwach. Należałoby raczej znaleźć pieniądze na obronę granic i pokazać zdecydowanie w walce z zagrożeniem terroryzmem. Zamiast przymusowej relokacji znacznie surowsze powinny być reguły deportacji.
Narzucanie woli innym to najgorszy możliwy pomysł jeszcze z innego powodu. Bruksela wzmacnia nastroje eurosceptyczne. Sama dolewa oliwy do ognia. Doprowadza do sytuacji, w której z roku na rok spada poparcie dla Unii i dla idei Wspólnoty Europejskiej. To dodatkowy, uboczny efekt chorej sytuacji, w której komisarze unijni praktycznie nie ponoszą demokratycznej odpowiedzialności. Historia pokazała jednak wiele razy, że uszczęśliwianie innych na siłę – a w takiej roli występują komisarze – przynosi opłakane skutki. Dlaczego zawsze wszystko musi się powtarzać? I dlaczego ludzie nie uczą się na własnych błędach?
Być może jedyną pociechą jest to, że wszczęta przez KE procedura nie stanowi realnego zagrożenia. Proces może trwać latami, a narastający opór społeczny może doprowadzić do zmiany atmosfery politycznej wokół uchodźców. Na szczelnym dotąd murze politycznej poprawności pojawia się coraz więcej rys.
ZOBACZ zapowiedź najnowszego numeru "Do Rzeczy":
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.