Karol Gac: Prezydent podpisał przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości program reform „Nowoczesne więziennictwo”. Co się zmieni?
Michał Woś: Właściwie każdy obszar funkcjonowania więziennictwa. Więzienie to nie hotel czy sanatorium, a wielu osadzonym, zwłaszcza recydywistom, zaczęło się tak zdawać. Dlatego likwidujemy przywileje np. w dostępie do lekarzy specjalistów, rozszerzamy najskuteczniejszy program resocjalizacji, czyli pracę, wzmacniamy bezpieczeństwo funkcjonariuszy, rozszerzamy możliwość stosowania kajdanek. Wygoda osadzonych nie może stać ponad bezpieczeństwem pełniących służbę w więzieniach.
Liczne przywileje, które więźniowie zawdzięczają poprzednim ministrom sprawiedliwości i szefom Służby Więziennej, do absurdu wywindowały pozycję więźniów, która nie wpływała pozytywnie na resocjalizację. Wręcz przeciwnie, wzmacniała ona poczucie bezkarności u niektórych z nich.
Z czego wynikał ten trend?
Z ideologicznego, skrajnie lewicowego podejścia do resocjalizacji, które możemy obserwować m.in. w Skandynawii. Wszyscy widzieliśmy wygodną celę Andersa Breivika.
I grał na konsoli, skarżąc się przy tym na warunki.
Mało kto wie, że w czasach rządów PO-PSL w ok. jednej piątej cel były konsole do gier. To absurd. Obecnie nie ma ani jednej. Wbrew twierdzeniom wielu nie tylko nieuchronność kary, lecz także jej surowość mają znaczenie. A na surowość wpływają nie tylko wymiar kary, lecz także warunki jej odbywania. Oczywiście humanitarne, z poszanowaniem praw człowieka i godności, ale nie oznacza to jakiegoś maksymalnego komfortu i wygody.
To koresponduje z założeniami nowelizacji Kodeksu karnego.
To prawda. Więzienie musi być jak dobre lekarstwo, czyli gorzkie, tak by recydywistom nie było obojętne, czy będą na wolności czy w więzieniu. Mało tego, zdarzały się skrajnie patologiczne przypadki osób, które wolały być w więzieniu, bo nie musiały się o nic martwić. Więzienie ma być miejscem, które powinno skłaniać do przemyśleń na temat własnego postępowania, a jednocześnie pokazać, że życie na wolności ma sens. Jak to zrobić? Pracą.
Program „Praca dla więźniów” przynosi efekty. Choć dziś zatrudnionych jest 88 proc. skazanych zdolnych do pracy, to ministerstwo chce go jeszcze rozszerzyć. Dążycie do 100 proc.?
To jest nasz cel. Powinni pracować wszyscy, którzy mogą. Każdy miesiąc przynosi nowe informacje, więc mogę się pochwalić najświeższymi danymi – wskaźnik wynosi już 91 proc. To ciężka praca funkcjonariuszy SW, naszych kontrahentów. Pomaga w tym budowa hal – w zakładach karnych wybudowaliśmy ich ponad 50, i to z pieniędzy wypracowanych przez samych więźniów, ze składki pobieranej z ich wynagrodzenia. W 2015 r. pracowała nieco ponad jedna trzecia więźniów. Upraszczamy procedurę kierowania osadzonych do usuwania skutków klęsk żywiołowych. Ci, którzy popełnili zło, będą mieli okazję do jego odpracowania. Uczymy pracą, że można na siebie zarobić, spłacać zobowiązania. Zresztą po wyjściu z zakładu karnego taka regularność się przydaje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.