Dziwna to strategia, by rok przed wyborami, stojąc w obliczu tak wielkich problemów jak wojna, inflacja czy lęk przed trudną zimą, zajmować się wewnątrzpartyjnymi wojenkami. A tak to właśnie wygląda, gdy patrzy się na to, co w ostatnich tygodniach działo się i dzieje w PiS. Telenowela pt. „Dymisja premiera” i to, że Jarosław Kaczyński nie uciął jej tuż po pilotowym odcinku, dodały wiatru w żagle wszystkim, którym z różnych powodów nie po drodze z Morawieckim. A tych w PiS nie brakuje. – Poczuli krew – przyznawało niechętnie otoczenie premiera.
Sekwencja zdarzeń wyglądała mniej więcej tak, jak to opisał jako pierwszy Jacek Gądek w portalu gazeta.pl. Na początku września, na jednym z posiedzeń prezydium komitetu politycznego PiS, czyli najwyższych władz partyjnych, doszło do próby odwołania Mateusza Morawieckiego z funkcji premiera. Litanię pretensji pod adresem szefa rządu miał wygłosić Jacek Sasin, wicepremier i minister aktywów państwowych, który zarzucił premierowi nieudolne negocjacje z Brukselą (w tym brak KPO) oraz zgodę na Zielony Ład, premiowanie swoich ludzi w spółkach i brak pomysłu na to, jak gasić kolejne pożary, które zaczynają trawić partię rządzącą. Koronnym argumentem były zaś spadające sondaże zarówno PiS, jak i te dotyczące zaufania do samego premiera. Ważne jest, że na posiedzeniu prezydium komitetu PiS nie był obecny Mateusz Morawiecki. Głos zabierali więc głównie jego przeciwnicy.
Jednak na pytanie: „Jeśli nie Mateusz, to kto?” jednoznacznej odpowiedzi zabrakło. I trudno się dziwić, bo mało który doświadczony polityk chciałby obejmować funkcję premiera w tak trudnych i niepewnych czasach, kiedy ryzyko porażki jest ogromne. Typowana przez wszystkich Beata Szydło zdecydowanie odmówiła, sam Sasin również nie palił się do takiego rozwiązania (inna sprawa, że wątpliwe, by Jarosław Kaczyński zdecydował się akurat jemu powierzyć tę funkcję), a jedyną osobą, która wyraziła wstępną chęć podjęcia rękawicy, okazała się marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
– O ile jeszcze wszyscy przyklasnęliby powrotowi Beaty na fotel premiera, bo w partii silna jest pamięć o jej sukcesach i ogólnie jest lubiana dużo bardziej niż Morawiecki, o tyle Witek to jednak niewiadoma. A do tego musiałaby nagle odejść z kluczowej funkcji marszałka, co spowodowałoby kłopoty na tym odcinku, za dużo bałaganu – mówi nam jedna z osób znających tło sprawy.
Hartowanie premiera?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.