Europejski "Drang nach Osten"
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Europejski "Drang nach Osten"

Dodano: 
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz
Kanclerz Niemiec Olaf ScholzŹródło:PAP/EPA / CLEMENS BILAN
Unia ma się zmienić w Niemieckie Państwo Europejskie, stanowiące śmiertelne zagrożenie dla Polski. Dostaliśmy właśnie kolejny sygnał, że ten plan będzie forsowany. Nie chcemy tego dostrzec, a na przebudzenie jest coraz mniej czasu.

Wspólna deklaracja, wydana w ostatnich dniach przez rządy Niemiec i Francji, po raz kolejny potwierdziła, że bez względu na wszystko nie ma mowy o porzuceniu dogmatu „stałego pogłębiania integracji europejskiej”. Nie tylko w tych dwóch krajach, ale w ogóle w elitach rządzących Europy nie maleje determinacja, by obecnie istniejącą Unię – porozumienie suwerennych państw, które zobowiązały się do prowadzenia w określonych obszarach wspólnej polityki i powołały w tym celu wspólne instytucje, obdarzone określonymi traktatowo kompetencjami – zastąpić scentralizowanym państwem europejskim.

Zwolennicy tej operacji, przedstawiający ją (jak zresztą wszystkie niemal głupie pomysły w dziejach Zachodu) jako „historyczną konieczność” i argumentem tym unieważniający wszystkie przemawiające przeciwko „konieczności” argumenty, używają tu chętnie określenia „Stany Zjednoczone Europy”. Jest to jednak zabieg czysto PR-owski, w istocie budowla wznoszona pracowicie przez Scholza, Macrona, von der Leyen i innych opiera się na zupełnie innych założeniach niż te swego czasu wprowadzone w życie przez amerykańskich kolonistów – ma to bowiem być państwo socjalistyczne, o ogromnych kompetencjach, dokonujące na szeroką skalę redystrybucji pomiędzy prowincjami i regulujące aż do drobnych szczegółów praktycznie wszystkie dziedziny życia. Chociaż więc przyjęło się nazywać starania „starej Unii” planem „federalizacji Europy”, to stosowniejsze byłoby mówienie o dążeniu do jej scentralizowania.

Przeciw obywatelom

Na przeszkodzie „konieczności” stoją jednak podpisane swego czasu unijne traktaty, a z kolei na przeszkodzie wprowadzeniu w nich zmian legitymizujących jednolite europaństwo – fakt, że zmian tych nie chce zdecydowana większość obywateli państw europejskich. Próby uzyskania dla „konstytucji europejskiej” demokratycznej legitymizacji skończyły się fiaskiem. Klęska w referendach w Irlandii, we Francji i w Holandii nie skłoniła jednak nikogo do zaniechania „zacieśniania integracji” ani nawet do stwierdzenia, że droga do niej wieść powinna nie przez odgórne intrygi, ale przez pracę nad przekonaniem do rodzących się w kręgach władzy pomysłów europejskich społeczeństw.

Warto zwrócić uwagę, jak środowiska, na pokaz szermujące retoryką postępową i frazesami o równości, przy realizacji „historycznej konieczności” wykazują się iście XIX-wiecznym paternalizmem, niczym nieróżniącym się od idei głoszonych na niesławnej konferencji berlińskiej 1884, uzasadniających kolonizacje Afryki i innych kontynentów.

Całość dostępna jest w 6/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także