Ryszard Gromadzki: Co dokładnie wydarzyło się podczas walnego zgromadzenia stowarzyszenia Marsz Niepodległości 24 lutego? Z informacji, które przekazał do mediów nowy zarząd, wynika, że został pan pozbawiony funkcji i wyrzucony ze stowarzyszenia.
Robert Bąkiewicz: Po pierwsze, w sensie prawnym nie było żadnego walnego zgromadzenia, to tylko część działaczy związanych partyjnie z Winnickim i Bosakiem tworzy taki przekaz, jakby te wydarzenia były umocowane na gruncie prawa, a nie są. 24 lutego doszło więc do złamania statutu i regulaminu stowarzyszenia. W tym sensie wszystkie podjęte decyzje na tym zebraniu są niewiążące i prawnie wadliwe.
Robert Winnicki twierdzi, że pana odwołanie było skuteczne, ponieważ dokonało się przy wymaganym statutem kworum.
Twierdzenia Winnickiego mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Nie można mówić o kworum w sytuacji, kiedy w walnym zgromadzeniu uniemożliwiono udział uprawnionym do tego członkom stowarzyszenia Marsz Nieodległości. Uważam, że w świetle statutu nadal jestem prezesem stowarzyszenia.
Co dalej? Sprawa trafi do sądu?
Chciałbym tego uniknąć, ale – jak powiedziałem – nie mogę przyjąć postawy chłopca do bicia i pozwolić na to, żeby ktoś mnie bezkarnie szkalował. To świadczyłoby o tym, że nie mam żadnych argumentów w sporze ze swoimi przeciwnikami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.