MACIEJ PIECZYŃSKI: „Gazeta Wyborcza”, komentując pańskie ostre słowa po gwałcie w Rimini, nazwała pana „wiceministrem zemsty narodowej”.
PATRYK JAKI: Gdyby „GW” pisała o mnie pozytywnie, to miałbym powody do zmartwień, bo to by znaczyło, że coś ze mną jest nie tak. Krytyka ze strony najważniejszej „twierdzy establishmentu” świadczy, że dobrze wykonuję swoją pracę. To tak naprawdę dyskusja o polityce karnej państwa. Nie ukrywam, że w tej sprawie zawsze byliśmy w kontrze do środowisk liberalnych. Pomysł na sądownictwo według ich antyautorytetów prawniczych to niskie kary, duże możliwości orzekania wyroków w zawieszeniu czy instytucja nadzwyczajnego złagodzenia kary etc. Efekty tego podejścia są takie, że za przestępstwo, za które w USA czy nawet w niektórych krajach Unii można dostać dożywocie, w Polsce odsiadka trwa w praktyce kilka lat. I to nie jest nawet kwestia zapisów Kodeksu karnego. Problem tkwi głębiej – w sposobie myślenia o polityce karnej, w liberalnej
linii orzeczniczej. Zwykli Polacy piszą w Internecie, że chcą tylko, aby na przykład ci zwyrodnialcy z Rimini znaleźli się w polskim więzieniu. Dlaczego? Ponieważ są przekonani, że w Polsce tylko ze strony innych więźniów mogliby liczyć na adekwatną karę. Ludzie myślą, że dziś sprawiedliwą karę mogą wymierzyć tylko przestępcy, a nie państwo. Za ten paradoks odpowiedzialne są lewicowo-liberalne elity prawnicze III RP. Narzucały przez lata poprawnościową politykę karną, która jest tak pobłażliwa wobec przestępców, że kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Zresztą jednym wielkim aktem oskarżenia wobec tych elit jest ośrodek w Gostyninie. Dzisiaj to miejsce, które pozwala odseparować groźnych przestępców od uczciwych ludzi, bo… za szybko skończyły im się kary. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.