Przedmiotem sprawy jest artykuł Cezarego Michalskiego opublikowany na łamach "Newsweeka" w lipcu 2017 roku. Autor nazwał wówczas publicystę "Do Rzeczy" "tchórzliwym brutalem" i sugerował, że ten nigdy aktywnie nie walczył z systemem komunistycznym, tylko namawiał rówieśników do kolaboracji z władzą a działaczy opozycji nazywał "frajerami".
Ziemkiewicz wygrał z Lisem w Sądzie Najwyższym
Jako, że redaktorem naczelnym tygodnika był wtedy Tomasz Lis, to on został objęty pozwem w procesie. W 2019 roku Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił powództwo Ziemkiewicza i określił nawet "źródła informacji", którymi posłużył się Michalski jako "starannie dobrane".
W drugiej instancji, Sąd Apelacyjny, przyznał, że określenie "tchórzliwy brutal" jest "przesadne, a nawet obraźliwe", jednak mieści się w ramach "dozwolonej krytyki dziennikarskiej". Sąd, bez wątpliwości ustalił jednocześnie, że Ziemkiewicz angażował się w czasach studenckich w działalność niepodległościową. Ostatecznie jednak powództwo wobec Lisa oddalił.
Ziemkiewicz skorzystał wówczas z instytucji skargi kasacyjnej. Jak się okazało, skutecznie – wyrok SA w Warszawie uchylono i sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia przez sąd drugiej instancji.
Ziemkiewicz: Rozpowszechniali kłamstwa
Publicysta przybliżył okoliczności sprawy na swoim profilu w serwisie Facebook. Pełną treść prezentujemy poniżej:
Sąd Najwyższy, w trybie skargi kasacyjnej, unieważnił skandaliczny wyrok sądów niższych instancji, które odmówiły swego czasu ukarania Tomasza Lisa za rozpowszechnianie o mnie kłamstw anonimowych (prawdopodobnie w ogóle nie istniejących) "kolegów ze studiów", jakobym w latach PRL namawiał rówieśników do kolaboracji z władzą a działaczy opozycji nazywał pogardliwie "frajerami".
W toku przewodu sądowego ani Lis, ani autor oszczerczego artykułu Cezary Michalski nie potrafili wskazać źródła tych rewelacji – wszyscy świadkowie, których przedstawili (na moim roku studiowało, gwoli informacji, ponad sto osób), przyznali, że "Newsweek" skontaktował się z nimi już po publikacji przedmiotowego artykułu. Nie potrafili też zeznać nic poza tym, że nie wiadomo im nic było o mojej działalności politycznej i że słyszeli ode mnie, iż dla zwycięstwa nad komunizmem literatura będzie ważniejsza od polityki.
Ziemkiewicz: Wyrok mile zaskoczył
Michalski musiał też na procesie przyznać, że słowa o "frajerach" w istocie padły w prywatnej rozmowie z nim dopiero w latach 90 (wcześniej się zresztą nie znaliśmy) i w innym kontekście, jako wyraz mojego rozgoryczenia zdradą Wałęsy, Michnika, Kuronia i innych: "ludzie, którzy działali dla nich w podziemiu, wyszli na frajerów".
Wreszcie, wykazałem, że przypisane mi przez Lisa i Michalskiego deklaracje pozostawały w rażącej sprzeczności z moją drogą życiową: w latach 80-tych pracowałem jako kolporter dla niezależnego wydawnictwa STOP i okazjonalnie rozprowadzałem druki innych podziemnych oficyn, nie należałem do żadnej komunistycznej "organizacji młodzieżowej" czy "młodoliterackiej", o samej partii nie wspominając, ani w ogóle nie zrobiłem absolutnie niczego, co mogłoby służyć karierze w oficjalnych strukturach, którą jakoby miałem zachwalać innym.
Jak dysponując takim materiałem procesowym zdołali sędziowie w dwóch instancjach "wydrukować" wyrok zwalniający redaktora naczelnego "Newsweeka" od odpowiedzialności za oczywiste, intencjonalne oszczerstwa, służące poniżeniu mnie i odebraniu dobrego imienia, to pytanie o skalę upadku i upolitycznienia części polskich sędziów, czujących się sądowym ramieniem PO i jej medialno-celebryckiego zaplecza.
Nie taję, że dzisiejszy wyrok mile mnie zaskoczył i ucieszył. Może jednak okaże się, że w Polsce nie ma immunitetu na posługiwanie się bezczelnymi kłamstwami dla osób czyniących to ze "słusznych" pozycji politycznych.