Przeciw szkalowaniu Polski – relacja z konferencji "Prawna obrona przed polonofobią"

Przeciw szkalowaniu Polski – relacja z konferencji "Prawna obrona przed polonofobią"

Dodano: 
Panel "Manipulacje, kłamstwa i pomówienia – jak działają środowiska wrogie Polsce"
Panel "Manipulacje, kłamstwa i pomówienia – jak działają środowiska wrogie Polsce" Źródło:DoRzeczy / zdj. Piotr Woźniakiewicz
3 października odbyła się konferencja „Prawna obrona przed polonofobią” organizowana przez tygodnik „Do Rzeczy”. Podczas spotkania prawnicy, historycy, publicyści i politycy dyskutowali na temat najlepszych sposobów na walkę z polonofobią i zakłamywaniem historii Polski, szczególnie roli Polaków w trakcie II wojny światowej.

W trakcie przemówienia rozpoczynającego konferencję redaktor naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki zastanawiał się nad tym, co odróżnia polonofobię od „zwykłych” negatywnych stereotypów wobec różnych nacji. Dlaczego polonofobia doprowadziła do tak okrutnych masowych zbrodni na Polakach i co konkretnie okupanci chcieli zniszczyć wraz z Polakami?

– Istnieje coś bardzo charakterystycznego, co można uznać za stałą cechę polskiego charakteru narodowego, która tak potwornie drażni, że chciano polskość i Polaków wyeliminować. Moim zdaniem tym elementem charakterystycznym było, po pierwsze, bardzo specyficzne rozumienie wolności – jest to coś, czego należy za wszelką cenę bronić. Druga rzecz to pozytywny stosunek do tradycji religijnej ze szczególnym uwzględnieniem katolicyzmu – mówił.

Paweł Lisicki, red. nacz. "Do Rzeczy"

Połączenie tych dwóch elementów powodowało, zdaniem red. Lisickiego, że zarówno Niemcy jak i Rosjanie za wszelką cenę starali się wymazać polskość. Ta głęboka niechęć do Polski i wartości, które są mocno reprezentowane w polskim społeczeństwie, wciąż jest widoczna na świecie. Przejawem tego są m.in. określenia szkalujące polską tożsamość narodową i nasze dzieje, jak choćby kłamliwa zbitka słów „polskie obozy zagłady”, przypisująca Polakom odpowiedzialność za niemieckie zbrodnie. Dlaczego wciąż nie brakuje środowisk, które starają się oczerniać polską tożsamość historyczną i jak z tym walczyć na drodze prawnej?

Sądowa walka o prawdę

Podczas pierwszej części konferencji – „Kłamcy przed sądem – jak Polacy bronią dobrego imienia swojego narodu” – głos zabrali adwokaci, którzy przed sądami walczyli z mediami zakłamującymi historię Polski. Mecenas Szymon Topa ze Stowarzyszenia Patria Nostra wraz z mec. Lechem Obarą reprezentowali m.in. ś.p. Karola Tenderę, więźnia niemieckiego obozu Auschwitz-Birkenau, który postanowił wytoczyć ZDF sprawę sądową za nazwanie obozów zagłady na Majdanku i w Oświęcimiu „polskimi”. Sprawa zyskała szeroki rozgłos i toczyła się nie tylko w Polsce, ale również w Niemczech. Niemieccy sędziowie przyznali, że fraza „polskie obozy” nie może być uznawana za określenie geograficzne, ponieważ niewyrobiony czytelnik uzna, iż jest to określenie narodowości sprawców zbrodni. Potwierdzili tym samym zasadność wyroku polskiego sądu i nakazali przeproszenie Karola Tendery. Jednak adwokaci ZDF odwołali się do Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe, który podważył wcześniejsze wyroki.

Z kolei mec. Monika Brzozowska-Pasieka oraz mec. Jerzy Pasieka już od dekady prowadzą sprawę z powództwa kpt. Zbigniewa Radłowskiego oraz Światowego Związku Żołnierzy AK, którzy pozwali twórców niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, żądając przeprosin za to, w jaki sposób przedstawieni zostali w nim żołnierze Armii Krajowej. To jeden z najgłośniejszych przykładów walki ofiar niemieckiej okupacji przeciwko przypisywaniu Polakom współudziału w Holokauście. W pozwie kpt. Radłowski stwierdził, że szczególnie dotknęły go nieprawdziwe sceny, w których pada sugestia, że żołnierzom AK ludność sprzedawała żywność pod warunkiem, że w formacji tej nie było Żydów oraz kadr, gdy AK-owcy dokonują napadu na pociąg, a gdy po odsunięciu drzwi okazuje się, że jadą nim ludzie w pasiakach, żołnierze AK zostawiają ich, mówiąc: „to Żydzi, a ci są gorsi niż komuniści”. Panel moderował Karol Gac, szef portalu DoRzeczy.pl.

Konferencja „Prawna obrona przed polonofobią” organizowana przez tygodnik „Do Rzeczy”

Mec. Brzozowska-Pasieka zauważyła, jak wiele zmieniło się na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat w tym zakresie. – Początkowo sądy chciały nas wysłać do Berlina, Monachium, czy Frankfurtu. Obecnie sądy nie zastanawiają się, czy mają się tym zająć, tylko się tym zajmują. To ogromny sukces wielu kancelarii. To pokazuje, że pomimo 10 lat, jest też wiele pozytywów. W 2013 roku nie mieliśmy żadnego orzecznictwa w kraju. Korzystaliśmy wyłącznie z europejskiego orzecznictwa – mówiła.

Reprezentujący Stowarzyszenie Patria Nostra mec. Szymon Topa zwrócił uwagę, że dotychczasowe sprawy pokazały, iż prawo to nie tylko przepisy i orzeczenia. – Prawo jest determinowane przez ludzi, zwłaszcza w tych dziedzinach, które prawu są nieznane. Walka z kłamstwem historycznym w 2008 roku, czy 2009 roku była nowością w dziedzinie prawa. Wówczas atmosfera także była inna. Obecnie mówi się głośno o tym temacie i odbywają się liczne dyskusje. Wcześniej tego nie było, ale istniała za to potrzeba społeczna. Mówiono, że trzeba jakoś zatrzymać tę falę fałszywych określeń o „polskich obozach”, gdy dyplomatyczne starania nie przynosiły efektu – mówił mecenas. Jak dodał, wszystko zaczęło się od Zbigniewa Osewskiego, który nie bacząc na przeciwności, postanowił pozwać koncern Axel Springer. – Był on głuchy na wszystkie przeszkody i to spowodowało, że znalazło się to na wokandzie. Mec. Obara stwierdził, że nie zostawi go samego i pomimo tych przeciwności walczyliśmy. Wszyscy mówili, że się nie da, ale naszą rolą było reprezentowanie Zbigniewa Osewskiego. Chcieliśmy przekonać sąd, że to nie jest zwykła sprawa o naruszenie dóbr osobistych – tłumaczył mec. Topa.

Skuteczna polityka historyczna

Prowadząca kolejny panel („Skuteczna polityka historyczna – czego Polska może się nauczyć m.in. od Izraela?”) red. Zuzanna Dąbrowska zaczęła od pytania o zasadność prowadzenia państwowej polityki w kwestiach historycznych. Często można bowiem usłyszeć z ust publicystów i komentatorów kojarzonych ze stroną liberalno-lewicową, że państwo nie powinno zajmować się historią, ponieważ gdy państwo się tym zajmuje, to wychodzi z tego propaganda. Czy rzeczywiście tak musi być?

– Proszę sobie wyobrazić, czy byłoby możliwe upamiętnianie rodziny Ulmów tylko na poziomie indywidualnym? Trudno to sobie wyobrazić – powiedział Tadeusz M. Płużański, historyk i publicysta. – Bardzo dobrze, że rodzina Ulmów została doceniona na poziomie państwowym. Nie wyobrażam sobie takich uroczystości tylko na poziomie samej Markowej, społeczności lokalnej. To jest nasza historia zbiorowa, wynika z tego pewna postawa, która jest sprzeczna z propagandą wstydu głoszoną przez środowiska postkomunistyczne.

Red. Dąbrowska zapytała następnie, czy Polska może brać przykład z Izraela, który bardzo mocno wykorzystuje politykę historyczną jako narzędzie do realizacji swoich celów.

– To może być dla Polski wzór do naśladowania, jeżeli chodzi o politykę historyczną nie tylko reaktywną, ale także aktywną. Powinniśmy promować nasze dziedzictwo, historię, tradycję, kulturę nie tylko do wewnątrz, ale też na zewnątrz. Tych momentów historii, którymi powinniśmy się szczycić mamy bardzo dużo, a świat i Europa nie wiedzą o tym zbyt dużo. Tu widać wielkie pole do popisu dla fundacji i stowarzyszeń, które – jeśli miałyby wsparcie państwa – powinny prowadzić politykę pamięci na terenie innych państw, co robi zresztą Izrael – powiedział red. Płużański. I dodał: – Często zarzuca się Polakom, że potrafimy jedynie celebrować klęski. Tymczasem co się dzieje w Izraelu? Przecież Izraelczycy zrobili ze swojej klęski, jednej z największych klęsk w swojej historii, czyli upadku twierdzy Masada, wielką narodową uroczystość. I nie wstydzą się tego! W Izraelu nie ma właściwie środowisk, które krytykowałyby rządzących za myślenie o przeszłości. Niestety jest to domena środowisk opozycyjnych w Polsce – krytykując bieżące działania polityczne, krytykują wszystko, łącznie z polską historią i tradycją. Powinniśmy wiele czerpać z tej ekspansywnej polityki historycznej Izraela.

Dr Michał Sopiński, rektor Akademii Wymiaru Sprawiedliwości (AWS), zwrócił uwagę na to, że Izrael użył narzędzi polityki historycznej, by zbudować po 1948 roku swoją tożsamość wokół Holokaustu. Państwo to prezentowało się od swojego zarania jako twierdza, która ma bronić Żydów przed powtórką z tragicznej historii. Dlaczego jednak Izrael jest tak skuteczny w tej dziedzinie?

– Jednym z powodów tej skuteczności jest fakt, że w Izraelu panuje daleko idący konsensus. Najpierw „wyczyszczono pole” i wyznaczono Izraelowi rolę państwa, któremu wolno więcej z uwagi na ogromne cierpienia Żydów w trakcie drugiej wojny światowej. To zostało ukonstytuowane jako dogmat wewnątrz Izraela – zaznaczył dr Sopiński. – W Polsce to się nie może udać, ponieważ tego konsensusu nie ma. Im głośniej polska prawica mówi o potrzebie prowadzenia polityki historycznej, tym głośniej polska lewica nie zgadza się z tym i używa wszelkich narzędzi, by podważać za granicą aktualną politykę historyczną.

Rektor AWS ocenił, że obecnie nie widać jednego głównego celu polskiej polityki historycznej, a takim zagadnieniem mogłoby się stać uzyskanie od Niemiec reparacji wojennych.

Prof. Wiesław Wysocki, historyk z UKSW, przypomniał słowa Hanny Arendt, która stwierdziła, że państwo jest wspólnotą zorganizowanej pamięci. – My tej zorganizowanej pamięci wciąż nie mamy. Moi znajomi Izraelczycy otwarcie mówią, że oni potrafią się bardzo kłócić wewnątrz kraju, ale na zewnątrz są zwarci. I to jest to zorganizowanie pamięci. My tego niestety nie mamy – ocenił prof. Wysocki. – O ile wcześniej byliśmy państwem odwróconych wartości, to dziś mamy politykę historyczną o charakterze resortowym. Wciąż nie mamy polityki o charakterze państwowym. Każdy resort po swojemu ją prowadzi, z dobrymi intencjami, i czasem nawet z doraźnymi efektami – powiedział historyk.

Korzenie polonofobii

W trzecim panelu „Manipulacje, kłamstwa i pomówienia – jak działają środowiska wrogie Polsce” zaproszeni goście zastanawiali się, jakie mechanizmy wykorzystują środowiska, które oczerniają Polskę w oczach międzynarodowej opinii publicznej, a także, kto inspiruje takie ataki i czy państwo powinno wspierać działalność jednostek badawczych, które wytwarzają skrajnie kontrowersyjne publikacje na temat roli Polaków w II wojnie światowej. W panelu wzięli udział mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris, wiceminister sprawiedliwości dr Marcin Romanowski oraz publicysta „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz. Dyskusję moderował szef portalu DoRzeczy.pl Karol Gac.

Konferencja „Prawna obrona przed polonofobią” organizowana przez tygodnik „Do Rzeczy”

Jako pierwszy głos zabrał red. Rafał Ziemkiewicz, który został zapytany o źródło fake newsów na temat Polski. Publicysta „Do Rzeczy” zauważył, że niemal wszystkie powstają w Polsce, lub ich autorami są Polacy. – To jedna z zasadniczych cech złej prasy Polski na świecie. Niemal wszystkie antypolskie materiały są wyprodukowane w Polsce i przesłane do druku w mediach zachodnich, albo są dziełem ludzi, którzy zaczynali w „Gazecie Wyborczej”, czy mediach z nią spokrewnionych. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź kryje się w kompleksie niższości. „Elity michnikowe” mają takie podejście do polskości – Polacy mają kompleks niższości i świetnie, niech go mają. Inaczej byłoby trudno ich formować oraz przekonać, że mają być Europejczykami. Taka jest misja, którą widzi dla siebie środowisko elit liberalno-lewicowych – mówił.

Wiceminister sprawiedliwości został z kolei zapytany o to, w jaki sposób walczyć z fake newsami, które szkalują Polskę i Polaków. Dr Marcin Romanowski zauważył, że wszystko zaczyna się od właściwej diagnozy. – Mamy bardzo istotny czynnik wewnętrzny, jeśli chodzi o środowiska, które szkodzą Polsce i uprawiają polonofobię. Widzę zarazem większą rolę środowisk zewnętrznych, bo mamy także do czynienia z rozgrywaniem interesów innych państw, przede wszystkim Niemiec, ale i środowisk kosmopolitycznych. W pewnym sensie to stare zjawisko realizowane nowymi metodami. Jeśli słyszymy o tym, że łamana jest zasada w Parlamencie Europejskim, by nie organizować debat o państwie, w którym są wybory, a taka debata odbywa się ws. Polski, to są to właśnie takie działania. Nie byłyby one możliwe bez pseudoelit, które są dobrymi partnerami dla naszych przeciwników – wskazywał.

Jako trzeci głos zabrał mec. Jerzy Kwaśniewski, prezes Instytutu Ordo Iuris, który został zapytany, jak wygląda obrona dobrego imienia Polski i Polaków na sali sądowej, jeśli weźmie się pod uwagę kadry. – Sukcesy w wypracowywaniu linii orzeczniczej są rzadkością. Udaje się to co prawda ws. „polskich obozów”, ale w sprawach, które dotyczą fake newsów, czy w głośnym przypadku Barta Staszewskiego, są one często uznawane za wyraz krytyki. Nie był to przecież happening, bo ich autor chciał stworzyć wrażenie, że w Polsce istnieje problem z segregacją ludności, nawiązując do III Rzeszy – opisywał.

Historyczny fundament

Ostatni panel konferencji dotyczył odpowiedniego kształtowania postaw młodych Polaków („Edukacja i walka o prawdę historyczną na temat II wojny światowej”). – Czy możemy być spokojni dziś, że dobrze uczymy historii? Niestety jeszcze nie, to się nie zmieni tak szybko – stwierdziła Barbara Nowak, Małopolski Kurator Oświaty. – Jeszcze do niedawna, jeżeli uczono w Polskich szkołach historii rzetelnie, to gdzieś pod koniec drugiej wojny światowej kończono naukę. Właściwe kształtowanie nowego pokolenia, które powinno bazować na najnowszej historii, żeby zrozumieć siebie, żeby dobrze ulokować się w rzeczywistości i żeby nieść dalej to polskie zadanie, po prostu nie funkcjonowało – oceniła Barbara Nowak.

Jakub Ostromęcki, publicysta „Historii Do Rzeczy” i nauczyciel historii, omówił raport IPN pt. „Edukacja dla pamięci. Przekaz wiedzy historycznej w kontekście postaw Polaków wobec ich przeszłości”, który pokazał stan wiedzy młodych Polaków oraz ich stosunek do nauczania tego przedmiotu. Najlepiej w teście, który był częścią badania IPN, wypadały osoby deklarujące patriotyzm, prawicowe poglądy i chętnie udzielające się społecznie. Z kolei najgorzej wypadły osoby deklarujące lewicowość, nikły patriotyzm i niechętnie działające na rzecz dobra wspólnego.

Konferencja „Prawna obrona przed polonofobią” organizowana przez tygodnik „Do Rzeczy”

– Generalna zasada jest taka, że im bliżej do PRL, tym gorzej uczniowie rozpoznają wydarzenia i postacie historyczne. Jest to dziwne o tyle, że przecież ci uczniowie są z pokolenia „obrazkowego”, czyli łatwiej do nich trafia obraz niż tekst, a mimo to niektóre ważne postacie są rozpoznawalne bardzo słabo. Przykładowo ks. Jerzy Popiełuszko kojarzony jest słabo, choć można się pocieszać tym, że jest on jednak lepiej rozpoznawany niż Edward Gierek – powiedział Jakub Ostromęcki. I dodał: – Pozytywne jest natomiast to, że badanie pokazuje, iż „kontestatorów”, czyli uczniów, którzy mówią, że nauczanie historii nie ma sensu, jest zaledwie 8 proc.

Barbara Nowak podkreśliła z kolei, że nawet najlepsza szkoła nie zastąpi zaangażowania rodziców, którzy mają ogromy wpływ na kształtowanie postaw swoich dzieci, uczenia ich postaw patriotycznych i obywatelskich, bez czego nie sposób będzie w przyszłości utrzymać spójnej wspólnoty narodowej Polaków.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także