Władzę przejmuje zradykalizowana opozycja, choć wybory potwierdziły, że w Polsce opinia prawicowa jest ciągle w większości. Prawo i Sprawiedliwość, Konfederacja i Polska Jest Jedna zdobyły ponad 44 proc. głosów, podczas gdy Koalicja Obywatelska i Nowa Lewica 39 proc. A jeśli głosy na centrową Trzecią Drogę podzielimy na pół i dopiszemy po obu stronach, to większościowa społecznie pozycja prawicy będzie jeszcze wyraźniejsza. Prawicowy charakter polskiej opinii publicznej jasno pokazało referendum. O ile na nieopozycyjną prawicę – PiS, Konfederację, PJJ – głosowało ok. 9,5 mln Polaków, o tyle w referendum przeciw imigracjonizmowi, stanowiącemu ideologię i model społeczny Unii Europejskiej, głosowało prawie 11 mln. Tusk powiedział przed wyborami, że referendum „uroczyście unieważnia”. Jeśli tak, to świetnie. W ten sposób „uroczyście unieważnił” zarówno milion głosów oddanych na opozycję, jak i jej wygraną w wyborach. Dlaczego więc ta radykalna, bolszewizująca opozycja przejmuje władzę? Dlaczego nie jest możliwa koalicja prawicowo-centrowa, Prawa i Sprawiedliwości z Polskim Stronnictwem Ludowym? Oczywiście pierwszą przyczyną jest wybór samego Władysława Kosiniaka-Kamysza, jego wyobrażenie o roli, jaką w polskiej polityce chce odgrywać. Ale warto rozważyć okoliczności tego wyboru.
Mimo że 30 lat temu Jarosław Kaczyński zakładał Porozumienie (!) Centrum, mimo że w tamtych czasach był mistrzem polityki parlamentarnej, to od pewnego momentu zaczął walczyć, by naturalne wymogi koalicyjnego charakteru polityki krępowały go jak najmniej. Współpracę z reprezentatywnymi liderami wolał zastąpić projektowaniem większości ponad ich głowami, a zamiast przeciągania na stronę prawicy (a przynajmniej neutralizowania) centrum – postawił na radyklaną polaryzację polityczną.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.