Fragment wypowiedzi Franka Taylora na temat katastrofy w Smoleńsku opublikował na swoim twitterowym profilu "Magazyn śledczy" Anity Gargas.
Taylor jest dyrektorem Centrum Bezpieczeństwa Lotniczego, Cranfield University. Prowadzi różnorodne kursy dotyczące bezpieczeństwa lotniczego, badania wypadków, zdolności przetrwania katastrof i zarządzania kryzysowego w lotnictwie. Współpracował z AAIB (Air Accidents Investigation Branch) podczas badania katastrof lotniczych, w tym pożaru B737 w Manchesterze i zamachu na B747 w Lockerbie.
– Nie mam żadnych wątpliwości, że tam (w Tu-154M – red.) była eksplozja. Zdecydowana większość zniszczeń może być wytłumaczona tylko eksplozją. Oczywiście następnie odpadające elementy mogły uderzać w inne rzeczy, ale to są klasyczne znamiona eksplozji – stwierdził brytyjski ekspert.
Czytaj też:
MON potwierdza. Macierewicz szefem podkomisji smoleńskiej
Pancerna brzoza
Jego zdaniem krawędzie natarcia można wytłumaczyć tylko ciśnieniem wewnętrznym. Taylor zwrócił uwagę na rozczłonkowanie samolotu i rozrzucone materiały izolacyjne. Jak zaznaczył, przy wypadkach lotniczych przy normalnej prędkości zachowałoby się więcej nienaruszonych części.
– I jeszcze drzwi przy skrzydle samolotu, które zostały wbite w ziemię. To nie mogłoby się w żaden sposób wydarzyć tylko po samym uderzeniu samolotu w ziemię. To niemożliwe – oświadczył Taylor.
Pytany przez prof. Wiesława Biniendę, wiceszefa podkomisji smoleńskiej, o słynną "pancerną brzozę" badacz nie wykluczył, że "coś w nią uderzyło, ale z pewnością nie było to skrzydło". – Według mnie nie ma co do tego wątpliwości. Drzewo nie wyglądało, jakby uderzyło w nie coś potężnego – powiedział.