Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali we wtorek wieczorem zatrzymani w Pałacu Prezydenckim, gdzie przebywali na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy. Przewieziono ich najpierw na komendę, a następnie do Aresztu Śledczego Warszawa-Grochów.
Politycy PiS zostali w grudniu skazani prawomocnym wyrokiem za działania w tzw. aferze gruntowej, mimo że w 2015 r. prezydent zastosował wobec nich prawo łaski. Zrobił to po wyroku nieprawomocnym, o co prawnicy toczą spór. Jednocześnie Andrzej Duda zapowiada, że nie zdecyduje się na kolejne ułaskawienie, ponieważ – jak zaznacza – to sprzed 9 lat pozostaje aktualne.
Inna droga?
Tymczasem jak powiedział Onetowi chcący zachować anonimowość sędzia Sądu Najwyższego, prezydent ma do wykorzystania jeszcze jeden wariant. – Potrafię sobie wyobrazić sytuację, że pan prezydent, podtrzymując swoje stanowisko o rzekomej poprawności ułaskawienia z 2015 r., teraz rozciąga jego skutki na obecne skazanie obu panów. To może się okazać skuteczne – wskazuje.
– Taki scenariusz może okazać się realny jako ostatnia deska ratunku dla obu polityków PiS. I byłby to też scenariusz w jakiś sposób akceptowalny – dodaje sędzia SN.
Kamiński i Wąsik zatrzymani w Pałacu Prezydenckim. Andrzej Duda reaguje
– Chcę państwa zapewnić o jednym: nie spocznę w walce o uczciwe i sprawiedliwe państwo polskie dla zwykłego obywatela, tak jak to obiecywałem w kampanii wyborczej w 2015 i 2020 roku. Nie spocznę, dopóki Mariusz Kamiński i jego współpracownicy nie będą na wolności. Nie przestraszę się. Będę działał w sposób legalny, zgodny z konstytucją i prawem, jak do tej pory – zapowiedział prezydent w środę, podczas oświadczenia dla mediów.
Zwrócił się jednocześnie z apelem o spokój. – Jeżeli ktoś chce skorzystać z prawa do zgromadzeń, można się gromadzić. Jeżeli ktoś chce uczestniczyć w manifestacjach, może uczestniczyć. Ale bardzo państwa proszę, żeby były to manifestacje pokojowe, godne i spokojne – podkreślił, nawiązując do planowanej przez PiS na 11 stycznia demonstracji przed gmachem Sejmu.
Czytaj też:
Zatrzymanie posłów. Rzecznik KE: Nie komentujemy konkretnych wydarzeń w krajach UE