Skąd wzięły się oskarżenia wobec Kamińskiego i Wąsika? Oto historia skazania polityków PiS

Skąd wzięły się oskarżenia wobec Kamińskiego i Wąsika? Oto historia skazania polityków PiS

Dodano: 
Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik
Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik Źródło:PAP / Tomasz Gzell
Od kilku dni sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika rozpala polityczne debaty w kraju. Stanisław Żaryn przypomniał, skąd wzięły się oskarżenia wobec byłych szefów CBA.

We wtorek 9 stycznia Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali zatrzymani przez policjantów i przewiezieni do aresztu na warszawskim Grochowie. Sprawa wywołała ogromne kontrowersje i pytania o zasadność działania prokuratury, sądów i funkcjonariuszy.

Prawo i Sprawiedliwość stoi na stanowisku, że wygaszenie poselskich mandatów Kamińskiego i Wąsika oraz ich zatrzymanie są nielegalne. Koalicja rządowa odpowiada, że w sprawie polityków zapadł prawomocny wyrok.

W swoim artykule były rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn przypomniał, jak wyglądała sprawa afery gruntowej i późniejszych oskarżeń wobec Kamińskiego i Wąsika.

Afera gruntowa

Sprawa sięga 2006 roku. To właśnie wtedy zostaje powołane Centralne Biuro Antykorupcyjne. Młoda służba, przy budowie której polegano w dużej mierze na nowej kadrze funkcjonariuszy i oficerów, którzy nie mieli związków ze służbami PRL, miała przed sobą trudne zadanie. W tamtym okresie problem korupcji był w kraju szeroko rozpowszechniony.

Już w grudniu 2006 roku do funkcjonariusz CBA zaczęły dochodzić pogłoski o działaniach Andrzeja K., ówczesnego członka zarządu Telefonii Dialog. K. miał oferować odrolnienie każdej działki w Polsce, oczywiście po otrzymaniu łapówki w odpowiedniej wysokości. Powoływał się przy tym na znajomości w Samoobronie, która w tamtym czasie współtworzyła rząd i której lider Andrzej Lepper był wicepremierem i ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. To właśnie ten resort wydawał decyzję o odrolnieniu działek w kraju.

Po pierwszych działaniach agentów CBA okazało się, że K. faktycznie proponuje załatwienie spraw związanych z ziemią w zamian za łapówki. Jego oferta miała być ekskluzywna, ponieważ, jak twierdził, jego znajomości nie mogły być wykorzystywane w nieskończoność. W toku pierwszych działań funkcjonariuszom udaje się ustalić, że w proceder zamieszany jest również Piotr Ryba, były dziennikarz, powiązany zawodowo z Andrzejem K., a politycznie z Samoobroną.

Prowokacja

Po wstępnych działaniach CBA kieruje do Prokuratora Generalnego i sądu wnioski o rozpoczęcie działań operacyjnych. Funkcjonariusze takie zgody otrzymują, po czym rozpoczynają trwające wiele miesięcy działania pod przykrywką. Podstawiony agent był zainteresowany odrolnieniem działki na Mazurach, na której miał powstać hotel. K. informuje, że będzie to kosztowało 3 mln złotych, ponieważ kwota łapówki musi zostać podzielona jeszcze pomiędzy inne osoby. Późniejsze zeznania K. wskażą, że mówił o Piotrze Rybie oraz Andrzeju Lepperze.

6 lipca 2007 roku miał nastąpić finał operacji, czyli kontrolowane wręczenie łapówki. Agenci mieli wejść m.in. do siedziby Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Okazało się jednak, że nastąpił przeciek. K. został złapany na gorącym uczynku, ale Andrzej Lepper miał dowiedzieć się o całej akcji i w pośpiechu wycofać.

Problemy miały rozpocząć się w momencie, kiedy o akcji CBA zostało poinformowane Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji kierowane ówcześnie przez Janusza Kaczmarka. Podlegli MSWiA oficerowie BOR musieli bowiem wiedzieć o działaniach CBA wobec Leppera, który jako wicepremier był przez nich ochraniany. W przeciwnym wypadku mogło dojść nawet do strzelaniny z udziałem agentów obu służb.

5 lipca 2007 roku Janusz Kaczmarek spotkał się z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą, który poinformował go o planowanej akcji CBA wymierzonej przeciwko K. i Andrzejowi Lepperowi. Potem szef MSWiA udał się do Pałacu Prezydenckiego, gdzie spotkał się m.in. z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Według protokołu z zeznań, podczas tych rozmów nie poruszono tematu akcji funkcjonariuszy.

Jeszcze tego samego dnia po godzinie 23.00 Kaczmarek spotkał się w Hotelu Marriott w Warszawie z biznesmenem Ryszardem Krauze. Media spekulują, że to właśnie za pośrednictwem Krauzego oraz posła Samoobrony Lecha Woszczerowicza, Lepper dowiedział się o szykowanej prowokacji. Wicepremier podzielił się tą informacją z Rybą. Ostatecznie K. i Ryba zostali zatrzymani przez funkcjonariuszy CBA, natomiast Andrzej Lepper został zdymisjonowany przez ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Doprowadziło to w konsekwencji do upadku rządu PiS-Samoobrona-LPR i rozpisania nowych wyborów.

Polityczna zemsta?

Po zwycięstwie w 2007 roku Platforma Obywatelska początkowo nie była zainteresowana sprawą afery gruntowej. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez CBA złożył za to człowiek związany z Samoobroną Waldemar Gontarski. Śledztwo zostało przydzielone prokuratorowi Bogusławowi Olewińskiemu, w czasach PRL aktywiście władz ZSMP, zarejestrowanemu jako agent komunistycznej bezpieki pod pseudonimem”Marian”. Z racji niezachowania się jego meldunków IPN nie zdecydował się na przeprowadzenie wobec niego postepowania o kłamstwo lustracyjne. Olewiński przesłuchał kierownictwo CBA, w tym Kamińskiego, w charakterze świadków. Początkowo nic nie zapowiadało, że ma się to zmienić.

W 2009 roku szef CBA przedstawił premierowi Donaldowi Tuskowi materiały dotyczące prowadzonego przez agentów śledztwa w sprawie afery hazardowej. Przypomnijmy, że chodziło o układ pomiędzy kilkoma prominentnymi politykami Platformy Obywatelskiej a przedstawicielami branży hazardowej, którzy w zamian za łapówki wprowadzili do projektu ustawy o grach i zakładach wzajemnych rozwiązania korzystne dla biznesmenów, a szkodliwe dla budżetu. W wyniku tego procederu Skarb Państwa stracił 21 mld złotych. Swoje stanowiska stracili wtedy m.in. Zbigniew Chlebowski oraz Piotr Drzewiecki. 7 kwietnia 2011 roku zostało wydane i podpisane postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie afery hazardowej. Aferę ujawnili ówczesny dziennikarz "Rzeczpospolitej" Cezary Gmyz wspólnie z Grażyną Zawadką.

Jak twierdzą media, to właśnie wtedy Donald Tusk miał podjąć decyzję o odwołaniu Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa CBA. Potem wydarzenia potoczyły się szybko. W gronie prokuratorów Edwarda Zalewskiego, Bogusława Olewińskiego oraz Anny Habało (która później została skazana za udział w aferze korupcyjnej) zapada decyzja o postawieniu Kamińskiemu zarzutów w związku z akcją CBA z 2007 roku. Na tej podstawie Tusk zdymisjonował Kamińskiego z pełnionej w agencji funkcji.

Pomimo braku nowych dowodów i materiałów w sprawie afery gruntowej, Olewiński zdecydował się pójść o krok dalej i postawił zarzuty także wiceszefowi CBA Maciejowi Wąsikowi oraz dwóm dyrektorom z Biura. W międzyczasie w Sejmie powstaje i obraduje sejmowa komisja śledcza ds. nacisków, której pracami, z przerwami, kieruje polityk PO Andrzej Czuma. W raporcie komisji stwierdzono, że Kamiński jako szef CBA “nie podejmował działań, które można ocenić jako wymuszenia przekroczenia uprawnień wobec podległych funkcjonariuszy”.

Tymczasem prokurator Olewiński złożył do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście akt oskarżenia przeciwko Kamińskiemu i Wąsikowi. 20 czerwca 2012 roku sędzia umarza sprawę. Prokuratura składa jednak zażalenie. Tym razem sprawę, po uprzednim indywidulanym zgłoszeniu, bada sędzia Wojciech Łączewski. W marcu 2015 roku po jego decyzji Kamiński i Wąsik zostali skazani na 3 lata więzienia za przekroczenie uprawnień.

Wyrok wzbudził ogromne kontrowersje. W decyzji wskazano, że CBA nie miało wiarygodnych informacji o korupcji (pomimo działań operacyjnych), podżegało do popełnienia przestępstwa (choć ostatecznie złapało K. na gorącym uczynku) oraz działało niezgodnie z prawem (pomimo tego, że PG i sąd wydały zgody na rozpoczęcie działań operacyjnych).

W 2015 roku, przed zapadnięciem prawomocnego wyroku, prezydent Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.

Osobliwy przypadek sędziego

O sędzim Wojciechu Łączewskim zrobiło się głośno za sprawą prowokacji dziennikarskiej. W 2016 r. wyszło na jaw, że sędzia miał za pośrednictwem Twittera zainicjować spotkanie z dziennikarzem Tomaszem Lisem (jego konto było fałszywe – red.) i ustalać z nim strategię ataku na rząd Zjednoczonej Prawicy. Łączewski zawiadomił prokuraturę, że doszło do włamania na jego konto i to nie on wysłał wiadomość. Według ustaleń śledczych sędzia mijał się jednak z prawdą.

Z ustaleń śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Regionalną w Krakowie wynika, że wbrew złożonemu przez sędziego Wojciecha Łączewskiego zawiadomieniu o przestępstwie, nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na internetowym portalu Twitter. Zgromadzone dowody wskazują również, że sędzia zeznał nieprawdę, iż to nie on, lecz rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za ówczesnego redaktora naczelnego tygodnika „Newsweek” Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii.

Ponowne skazanie

20 grudnia 2023 roku dokonał się ostatni akt całej sprawy. W Sądzie Okręgowym w Warszawie, po czerwcowym orzeczeniu Sądu Najwyższego, który to uchylił umorzenie sprawy Mariusza Kamińskiego i innych byłych szefów CBA, zapadł wyrok. Sprawę rozstrzygała trójka sędziów: Anna Bator-Ciesielska, Grzegorz Miśkiewicz i Mariusz Iwaszko.

Sąd skazał byłego szefa CBA, koordynatora służb specjalnych i szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego oraz jego byłego zastępcę Macieja Wąsika na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności za działania w aferze gruntowej.

Czytaj też:
"Jest hamulcowa". Media: Jedna osoba blokuje ponowne ułaskawienie Wąsika i Kamińskiego
Czytaj też:
"Zatrzymanie legalne ze wszystkich stron". Zaskakujący głos z Pałacu Prezydenckiego
Czytaj też:
Nieoficjalnie: Nagła akcja policji. Kamiński i Wąsik wywiezieni z aresztu

Źródło: X / wpolityce.pl
Czytaj także