Gazeta informuje, że system, który mógł włamywać się do szyfrowanych komunikatorów, to zaledwie dwa komputery ulokowane w centrali CBA w Warszawie, w najbardziej chronionym pomieszczeniu w całym budynku.
"Pegasus obrósł wieloma fałszywymi mitami, jak chociażby ten, że może zmieniać treści zawarte w inwigilowanym telefonie. System działał na zasadzie trybu «read only» – wyłącznie odczytywania zawartości np. telefonu" – czytamy.
Według dziennika, który dotarł do osób odpowiedzialnych za Pegasusa w Polsce, program miał zablokowaną funkcję pobierania z telefonu zdjęć i filmów z galerii jako "zbyt daleko sięgającą w prywatność". "Rz" ustaliła również, że Pegasus naprawdę nazywał się inaczej – CBA nadało mu niejawną nazwę, która kojarzy się z filmami Marvela. Redakcja nie podała jej do publicznej wiadomości.
Pegasus podsłuchiwał także polityków PiS? "Bajki"
Opowieści o setkach osób masowo inwigilowanych Pegasusem to "bajki" – twierdzą rozmówcy gazety i podkreślają, że rzekoma lista polityków PiS inwigilowanych przez system w 99 proc. jest nieprawdziwa. – Wiemy, kto i w jakim celu rozpuszcza te plotki. Chodzi o walkę wyborczą w obozie Zjednoczonej Prawicy – powiedział jeden z agentów cytowanych w publikacji.
Według źródeł "Rz" nieprawdą jest, że tajne dane z kontroli operacyjnych były wysyłane do izraelskiej firmy, która obsługiwała system. – Producent nie miał dostępu do naszych materiałów. Serwery Pegasusa znajdowały się w wyłącznie w centrali CBA w Warszawie – nic nie szło do "chmury" ani nie było wysyłane do Izraela – powiedział jeden z funkcjonariuszy.
Sejmowa komisja śledcza ma wyjaśnić, w jaki sposób korzystano z oprogramowania Pegasus, kto po niego sięgał i jakie informacje zostały dzięki niemu pozyskane. Na 15 marca zaplanowano przesłuchanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Czytaj też:
Bodnar o liście osób inwigilowanych Pegasusem. "Szokująco długa"