Ambasador Rosji oskarża władze Polski. "Ich śmierć jest ukrywana przed opinią publiczną"

Ambasador Rosji oskarża władze Polski. "Ich śmierć jest ukrywana przed opinią publiczną"

Dodano: 
Siergiej Andriejew, ambasador Rosji w Polsce
Siergiej Andriejew, ambasador Rosji w Polsce Źródło:PAP / Radek Pietruszka
Polska niechętnie przyznaje się do obecności najemników na Ukrainie, ich śmierć jest ukrywana – powiedział Siergiej Andriejew, ambasador Rosji w Polsce.

– Polscy urzędnicy niechętnie przyznają, że część Polaków walczy po stronie ukraińskich sił zbrojnych, a ich śmierć jest ukrywana przed opinią publiczną – stwierdził rosyjski dyplomata, którego cytuje agencja TASS.

Według niego rzekoma śmierć obywateli polskich walczących po stronie ukraińskiej armii jest "pieczołowicie zamiatana pod dywan zarówno przez urzędników, jak i wiodące media".

– Niektórzy niechętnie przyznają, że oczywiście są tam "polscy ochotnicy", walczący "o niepodległość Ukrainy przeciwko rosyjskiej agresji". Sugeruje się, że część z nich zginie, ale informacje o masowych śmierciach są starannie ukrywane – przekonywał Andriejew.

14 marca Ministerstwo Obrony Rosji opublikowało statystyki, z których wynika, że po stronie Ukrainę walczy 13 387 najemników z różnych krajów. Według Moskwy największa grupa najemników (2960) pochodzi z Polski. 1497 z nich miało zostać "wyeliminowanych".

MSZ wezwało ambasadora Rosji. Andriejew nie przyszedł

W poniedziałek ambasador Rosji nie przybył do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Warszawie, które wezwało go do złożenia wyjaśnień w sprawie kolejnego naruszenia przestrzeni powietrznej Polski przez rosyjski pocisk manewrujący.

Andriejew uznał, że bez przedstawienia przez stronę polską dowodów na obecność rosyjskiej rakiety w przestrzeni powietrznej naszego kraju "nie ma sensu rozmawiać".

MSZ wydało w niedzielę komunikat z informacją, że Polska będzie domagać się od Rosji wyjaśnień w związku z kolejnym naruszeniem przestrzeni powietrznej kraju.

Rosyjska rakieta nad Polską przez 39 sekund

Wcześniej Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ) przekazało, że 24 marca o godzinie 4:23 nad ranem rosyjska rakieta wycelowana w Ukrainę przeleciała przez chwilę nad terytorium Polski.

"Obiekt wleciał w polską przestrzeń na wysokości miejscowości Oserdów (woj. lubelskie) i przebywał w niej przez 39 sekund. W trakcie całego przelotu był obserwowany przez wojskowe systemy radiolokacyjne" – podano w komunikacie.

Rzecznik Dowództwa Operacyjnego ppłk Jacek Goryszewski powiedział na konferencji prasowej, że rakieta poruszała się z prędkością 800 kilometrów na godzinę i na wysokości 400 metrów. Wyjaśnił, że nie było decyzji o zestrzeleniu pocisku, ponieważ wojsko wiedziało, jaka jest trajektoria jego lotu.

Szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz przekazał, że "gdyby jakakolwiek przesłanka świadczyła o tym, że ten obiekt zmierza w kierunku jakiegokolwiek celu zlokalizowanego na terytorium Rzeczypospolitej, oczywiście byłby zestrzelony, byłyby podjęte jeszcze bardziej adekwatne środki".

Czytaj też:
Szef BBN porównał działania Rosji do psa. "Trzeba zrobić porządek z fafikiem"
Czytaj też:
Rosyjska rakieta nad Polską. Ambasador Rosji odpowiada polskiemu MSZ
Czytaj też:
Sąsiad Polski ma dość prowokacji Rosji. Proponuje NATO zmianę postawy

Opracował: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także