Mój kolega, znany dziennikarz Igor Janke, ma pecha, którego często miewają autorzy książek, które stały się nieaktualne. Albo dlatego, że zmieniły się okoliczności i wydarzenia potoczyły się w inną stronę, niż oni przewidywali, albo dlatego, że sami zmienili swoje zapatrywania, podczas gdy książka ciągnie się za nimi i utrudnia im życie. To ten drugi przypadek.
W 2012 r. Igor wydał książkę „Napastnik. Opowieść o Viktorze Orbánie”. W tamtym momencie Orbán był w połowie pierwszej kadencji rządów po ośmioletniej przerwie w sprawowaniu władzy. Książka opowiada o nim jako o politycznym napastniku, który zawsze znajduje wyjście z sytuacji, nigdy się nie poddaje, a swoją machiną partyjną zarządza bardzo skutecznie, acz bezwzględnie.
W Polsce w owym czasie od pięciu lat rządziła Platforma Obywatelska. Niemal dopiero co pod przywództwem Donalda Tuska wygrała drugie wybory z rzędu. Na polskiej prawicy dość częste były wówczas tęsknota za „polskim Orbánem” i porównywanie premiera Węgier z Jarosławem Kaczyńskim, któremu wytykano nieskuteczność. Fidesz, partia Orbána, należał wtedy do Europejskiej Partii Ludowej, a więc również do największej grupy politycznej w Parlamencie Europejskim (273 posłów), podczas gdy PiS był bezsilny w niewielkiej wówczas grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (57 posłów), do której zresztą należy do dzisiaj. Fidesz natomiast z EPP wyszedł w 2021 r. Obecnie jego posłowie w liczbie 10 należą do nowej grupy – Patrioci za Europą, wraz z członkami austriackiej Partii Wolności, hiszpańskiego VOX i czeskiego ANO.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.