twitter
Do Rzeczy.pl: Tegoroczne hasło Marszy Życia i Rodziny to „Polska rodziną silna”. To bardziej hasło, czy ocena obecnej sytuacji?
Paweł Kwaśniak (Prezes Centrum Życia i Rodziny): Jeśli popatrzeć nawet kilkadziesiąt lat wstecz i porównać rodziny teraz, do tych z pokolenia naszych rodziców i dziadków, to rodzina pewnie jest słabsza. Od tego czasu wydarzyło się wiele rzeczy – ułatwienie procesu rozwodu, legalizacja aborcji, zmniejszająca się liczba dzieci w rodzinie. To wszystko ma wpływ. W naszych działaniach jesteśmy przekonani, że rodzina to rzeczywistość, do której warto się odwoływać i do której należy się odwoływać. To jest fundament przekazany nam przez poprzednie pokolenia i na tym trzeba budować przyszłość.
Sylwia Zborowska (Koordynatorka Marszy dla Życia i Rodziny): W tym roku odnosimy się do ważnych rocznic – 2018 rok to nie tylko stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, ale też 40. rocznica wyboru Karola Wojtyły na papieża. W kontekście tych dat, podkreślamy, że polska rodzinność, polska tradycja i obrona wartości przetrwała w rodzinach, nawet w trudnych czasach zaborów czy braku państwowości, że to rodzina była kolebką obrony wartości – stąd hasło, że rodzina jest siłą.
Czyli jest to wezwanie do działania?
SZ: Chcemy w jasny sposób powiedzieć, że zależy nam, żeby rodzina była silna. Troszczymy się o przyszłość rodzin i konkretne zmiany w polityce prorodzinnej, które ją umocnią. „Polska rodziną silna”, to wskazówka do czego dążyć, gdzie szukać źródła i tutaj drugim ważnym aspektem jest obrona życia, jako element budowania rodziny. Jak mówił święty Jan Paweł II, naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości.
PK: A nam chodzi właśnie o przyszłość rodziny. Cieszymy się, że rządzący w ostatnich latach podkreślają kwestie rodziny, bo wcześniej tego brakowało. Sporo się dzieje w kwestii prorodzinności, ale dostrzegamy też pewne braki...
Brak prawnej ochrony życia poczętego to problem polskich rodzin?
PK: Jako Centrum podnosimy dwie kwestie. Z jednej strony widzimy dobre rzeczy – programy socjalne skierowane do rodzin, zainteresowanie tymi wartościami, ale sama nazwa „Marsz Życia i Rodziny” zawiera dwa człony i chcemy też zwracać uwagę na kwestie moralności, na ochronę życia oraz ochronę moralną rodziny. Wiemy, że w Sejmie złożony jest projekt mający na celu zniesienie przesłanki eugenicznej, która pozwala na zabijanie dzieci nienarodzonych, ale widzimy też, że w tej kwestii niewiele się dzieje. Projekt złożono wiele miesięcy temu, komisje jeśli nad nim pracują, to chyba głęboko w ukryciu bo nic na ten temat nie wiadomo.
Wołamy do rządzących, aby w roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości, dokonać tej zasadniczej zmiany, czyli zapewnić części dzieci, prawo do przyjścia na świat.
A kwestia ochrony moralnej?
PK: W Polsce mamy chociażby wciąż niewypowiedzianą przez obecny rząd konwencję tzn. konwencję antyprzemocową (Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, nazywana też Konwencją Stambulską – red.). Ten dokument stawia pod znakiem zapytania rzeczywistość rodziny, tradycji, kultury, religii – postrzegając je, jako niebezpieczne dla wolności i rozwoju człowieka. W poprzedniej kadencji, kiedy obecnie rządząca partia była w opozycji bardzo silnie podnosiła kwestię nieprzyjmowania tej konwencji przez Polskę. Teraz, kiedy jest u władzy, nic się nie dzieje, a wypowiedzi w tej sprawie m.in. ze strony ministra odpowiedzialnego za tzw. równouprawnienie są niepokojące, bo sugerują, że rząd nad tym nie pracuje i nie ma tego w planach. A jest to furtka, przez którą może się do nas wlać to, co już widzimy w krajach Europy Zachodniej – ideologia gender, nachalna seksualizacja dzieci i młodzieży, pornografizacja.
SZ: Konwencja to element dążenia do tego, aby wyplewiać tożsamość z ludzi i wpychać społeczeństwo w europejski kanał uniwersalizowania, ujednoliconego podejścia do płci, wykorzeniania wartości. To próby oddzielania państwa, obywateli i rodzin od wartości moralnych i religijnych na rzecz tych proponowanych przez Unię Europejską.
PK: W takich działaniach widać, że rodzina, religia i kościół, to są rzeczywistości podejrzane, które należy zwalczać, a przynajmniej kwestionować, w imię lewicowego uniwersalizmu. Apelujemy, żeby to dostrzec, aby Polak był mądry przed, a nie po szkodzie.
Sądzicie Państwo, że są szanse, aby władza zdecydowała się na taką formę ochrony moralnej, aby ta ustawa zaostrzająca prawo antyaborcyjne została przyjęta?
PK: Na początek chcemy zmienić perspektywę. Wolelibyśmy mówić nie o „zaostrzeniu”, ale o „złagodzeniu” ustawy, ponieważ na skutek tej zmiany, będzie ginąć mniej dzieci. Z naszej perspektywy jest to więc złagodzenie. A szanse są zawsze, szczególnie, że obecnie mamy większość parlamentarną, która składała takie obietnice w trakcie kampanii. Ma też możliwości, żeby tej zmiany dokonać. A dlaczego tego nie dokonuje? Możemy się tylko domyślać. My wciąż oczekujemy najlepszej z możliwych zmian. Umocnienia fundamentu, na którym budowana będzie polska rzeczywistość.
SZ: W marszach chodzi też o pokazanie, że my – osoby żyjące w rodzinach, obywatele, którzy napędzają gospodarkę, ale też wyborcy, oczekujemy konkretu od rządzących. Bo wydaje się, że rządzący lekceważą kwestię ochrony życia, a dzięki naszym marszom możemy pokazać, że ludzie tego tematu nie lekceważą. Dyskusja o ochronie życia często nie jest traktowana poważnie, ten temat jest „wyświechtany” w mediach, a przecież to chodzi o nasze dzieci! Dlatego sądzę, że każdy kto jest odpowiedzialny i chce dobra swojego dziecka, powinien wyjść na ulicę i pokazać, że mu zależy.
W dyskusji o aborcji, często pojawia się argument braku wrażliwości obrońców życia na życie matki...
SZ: W dyskusji o aborcji, przede wszystkim dużo się mówi o dziecku i jego śmierci, ale też o kobiecie i jej wolności, prawie do zabicia niechcianego dziecka. Brakuje za to dyskusji o obowiązku państwa wobec kobiet, szczególnie tych, którym brakuje wsparcia ze strony najbliższych. Zamiast ułatwiać kobietom aborcję, można przecież stworzyć im takie warunki, aby mogły urodzić, miały odpowiednią opiekę medyczną, wsparcie psychologiczne i socjalne. Tymczasem dyskusja została przekierowana w zupełnie inną stronę.
PK: Żyjemy w czasie permanentnej rewolucji myślenia. Ta źle pojęta wolność, stała się takim punktem odniesienia, naszym bożkiem. Nie mówi się o odpowiedzialności, tylko o wolności, a dziecko jest postrzegane jako... zagrożenie dla osobistej wolności kobiety. Mieliśmy przykład piosenkarki, która zabiła dziecko bo mieszkanie było za małe...
SZ: Jednocześnie pomijany jest fakt, że wsparcie, które kobiety mogą otrzymać, nie przychodzi ze strony państwa, tylko właśnie ze strony osób broniących życia, środowisk kościelnych. Czyli ta trudna, rzekomo heroiczną praca jest po stronie tych, którzy tego życia niezmiennie chcą chronić. Proszę zauważyć absurd tej sytuacji – ktoś kto nie bierze na siebie odpowiedzialności za poczęte życie, chce przesunąć granicę jeszcze dalej, chce decydować na poziomie prawnym, czy drugi człowiek ma prawo żyć, czy można go zabić.
A czy taka narracja, pokazująca aborcję jako rozwiązanie, ma szansę przenieść się do Polski?
PK: Ma, ale znowu podkreślam – to nie szansa, ale zagrożenie. Patrząc na przykład Irlandii i niedawnego referendum ws. rozszerzenia prawa do aborcji widać, że takie zmiany mogą zajść wszędzie. Nawet ten katolicyzm irlandzki, kształtujący Irlandczyków od wielu lat ustąpił. Jeszcze 40 lat temu na msze stawiało się 90 proc. wiernych, teraz to jest około 20 proc. Trzy dekady „pracy” na tym społeczeństwem, ale też liczne afery pedofilskie i fatalny sposób reakcji Kościoła na te afery, próby zamiatania pod dywan – to wszystko wpłynęło na załamanie autorytetu kościoła i zmieniło rzeczywistość. U nas tego nie było, a jeśli tak, to w znacznie mniejszej skali i autorytet kościoła wciąż jest znaczący, ale Polska nie jest samotną wyspą.
Walka z Kościołem, postrzeganie aborcji jako zadbania o prawa kobiety, czy tzw. małżeństwa homoseksualne, to główne hasła tzw. Czarnych Protestów. Jak zachęcilibyście ich uczestników, aby przyszli na Marsz Życia i Rodziny?
SZ: Słowa niczego nie wyjaśnią i nie sądzę, żeby były wystarczającą zachętą. Możemy wejść w dyskusję, tłumaczyć, że kobieta i jej dziecko to dwa różne organizmy, że dylematy, czy zabić człowieka czy nie, są dylematami morderców, a aborcja to nie rozwiązanie problemu, ale jego pogłębienie. Moglibyśmy mówić o adopcji i tym jak to „niechciane” dziecko mogłoby uszczęśliwić jakąś rodzinę, która czeka na adopcję, albo tłumaczyć, że odpowiedzialność nie zaczyna się w momencie kiedy dziecko się rodzi, tylko w momencie kiedy jest stosunek seksualny, a dorośli ludzie powinni wiedzieć, że może on skutkować poczęciem dziecka. Tylko, że to są kwestie wtórne... Na ten marsz trzeba po prostu przyjść i zobaczyć ludzi, którzy świętują swoje przywiązanie do życia i rodziny, kochają swoje dzieci, rodziców, rodzeństwo, dziadków.
PK: Staramy się, aby marsze miały wymiar pozytywny, żeby nie było na nich krzyku, złych emocji. Chcemy pokazywać piękno życia, piękno życia małżeńskiego, rodzinnego, budowania rodziny na małżeństwie kobiety i mężczyzny. To jest trochę jak z wiarą, można kazać komuś niewierzącemu przeczytać całą Biblie, opowiedzieć mu o Bogu, ale jeśli nie będzie to poparte przykładem osobistym, to pewnie niewiele przyniesie. Dlatego tak ważny jest przykład tych rodzin, które są na marszach często pomimo trudności które ich spotykają. To najlepsza odpowiedz na tzw. Czarne Marsze. Wierzę, że wśród uczestników tych marszów, są osoby, które kiedy zostaną później same, pomyślą o tym, może to doświadczenie wzbudzi ich refleksję, a może jakąś przemianę myślenia.
Czy młodzi ludzie interesują się Marszem dla Życia i Rodziny? Te wartości są dla nich atrakcyjne?
PK: To pewnie zależy od wielu czynników – tego gdzie mieszkają, w jakim środowisku się wychowali, ale skoro widzimy teraz zainteresowanie wartościami konserwatywnymi, to być może jest to także okienko, żeby zaszczepić im wartości związane z rodziną. Młodzi ludzie często przywołują na przykład Żołnierzy Wyklętych, mówią o patriotyzmie, nie wstydzą się flagi i przynależności narodowej, a w badaniach widać, że także udane życie rodzinne stoi wysoko w ich życiowych celach. Chyba w Polsce jesteśmy teraz w momencie przełomowym i to w jaką stronę pójdą młodzi ludzie zależy od nas, od Kościoła, szkoły, wychowawców i rodziców. W Centrum Życia i Rodziny staramy się robić jak najwięcej, trzymając się słów św. Augustyna: Pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie ale ufaj tak, jakby wszystko zależało od Boga.
SZ: Ja sadzę, że to tzw. pokolenie Jana Pawła II, które mogło obcować z nauką Jana Pawła, zobaczyć go, w pewnym sensie poznać, jest ostatnim pokoleniem czujnym i świadomym wartości życia i rodziny. A już kolejne pokolenie, najmłodsi, nastolatkowie, młodzi dorośli... są zupełne wyjałowieni z wartości, przede wszystkim dlatego, że rodzice poświęcają im zbyt mało czasu i tych wartości nie przekazują.
PK: Zakładając, że te wartości w ogóle tam były.
SZ: Poza tym, zatrważający procent tych dzieciaków, jest oddany w opiekę internetu i mediów, a tam dotarcie do treści obarczonych wrażliwością na życie i rodzinę, nie jest łatwe. Treści promowane dotyczą zupełnie czegoś innego. Niedawno znajomy nauczyciel opowiedział mi, że w jednej z gier komputerowych, w tzw. strzelance, najwięcej punktów można zdobyć za zabicie kobiety w ciąży... Za zabicie każdego człowieka są punkty, ale najwięcej za ciężarną kobietę. Jaka to jest skala odczłowieczania, że nie zbiera się już cegiełek czy gwiazdek, nie ma żadnego pozytywnego przekazu, ale zabija się ludzi i to „najlepiej” dwoje za jednym strzałem.
PK: Mówiąc o młodych ludziach i do młodych, zdajemy też sobie sprawę, że wielu rodziców już dawno abdykowało ze swojej roli wychowawczej. Jeżeli w szkole jest edukacja seksualna to fajnie, bo już „nie muszą” rozmawiać z dzieckiem o trudnych sytuacjach, a autorytet medialny „Super Niania” podpowie im jak dobrze wychować własne dzieci. My mówimy „nie”. Chcemy popatrzeć na naszych rodziców czy dziadków – przecież oni też nie mieli patentu na wychowanie swoich dzieci - nas. Ale jednak to wychowanie, te wartości odpowiedzialności za siebie nawzajem, nawet jeśli były naruszane to nie były podważane. Teraz jest tak, że zło nazywa się dobrem, a dobro złem. To pomieszanie pojęć, które musimy odkłamywać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.