Polskę obiegły ostatnio szokujące nagrania muzułmanów modlących się na ulicach Gdańska z okazji zakończenia ramadanu. Widoki znane z Francji czy ze Szwecji stają się powoli rzeczywistością naszych miast. Polska idzie drogą Europy Zachodniej, choć teoretycznie wszyscy politycy od prawa do lewa są temu przeciwni.
Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że właśnie świętujemy tysiąclecie powstania Królestwa Polskiego. Polska powstała jako państwo chrześcijańskie i była nim przez ogromną większość naszej historii, choć odniesienia do Chrystusowej religii zwalczali zaborcy, okupanci, komuniści i część „postępowych elit” III RP. Polacy postrzegali swoją misję jako przedmurze chrześcijaństwa, ponieważ wielokrotnie w naszej historii stawialiśmy czoła naporowi islamu na Europę. Zwycięstwo sił Sobieskiego pod Wiedniem to tylko jeden – wyjątkowo widowiskowy – przykład sukcesu Polaków w zderzeniu z próbami muzułmańskiego podboju. Do tych chwalebnych kart z dziejów naszych przodków chętnie wracaliśmy potem w trudniejszych chwilach narodowego upadku. O nich chętnie przypominamy także innym, a Wiedeń to triumf polskiego oręża najbardziej znany poza naszymi granicami, zwłaszcza w środowiskach konserwatywnych i patriotycznych – choć oczywiście Austriacy chętnie eksponują swoją rolę w tym zwycięstwie.
Walki z muzułmańskimi najazdami rzeczywiście mogą zaś łączyć europejskie narody jako wspólne, wielowiekowe doświadczenie historyczne. Warto pamiętać, że nie minęło nawet 100 lat od powstania religii Mahometa, gdy jego wyznawcy skutecznie opanowali Hiszpanię. Kto wie, jak potoczyłyby się losy nas wszystkich, gdyby nie zatrzymanie islamskiej agresji na państwo Franków w 732 r. pod Poitiers przez wojów Karola Młota. Hiszpanom odzyskanie ojczyzny zajęło aż ponad siedem wieków, a upór pokoleń chrześcijańskich rycerzy biorących udział w rekonkwiście może być wzorem determinacji także w walkach, które mogą wydawać się beznadziejne.
Choć jednak imperium osmańskie rozpadło się wskutek pierwszej wojny światowej, a Europa była prawie w całości chrześcijańska, to od kilkudziesięciu lat ma miejsce islamizacja Europy innymi metodami – poprzez masową imigrację. Polacy przez długie lata powtarzali: „Nigdy nie pozwolimy, żeby nasz kraj powtórzył błędy Europy Zachodniej”. Dziś jesteśmy jednak na tej samej drodze. Pojawia się więc pytanie: Czy opór społeczny będzie wystarczająco silny, żeby zatrzymać pełzającą depolonizację Polski i wymusić na politykach realne działania, a nie tylko gromkie patriotyczne frazesy?
Tak samo zaczynało się na Zachodzie
Warto pamiętać, że także zmiany demograficzne we Francji, w Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Niemczech zaszły stopniowo i w sposób zakamuflowany przed społeczeństwem. Nigdy nie było pojedynczego momentu otwartej decyzji, w którym ktoś powiedziałby Brytyjczykom czy Niemcom: „Gdy dojdę do władzy, osiedlę w naszym kraju kilka milionów muzułmanów”, a następnie wygrał wybory na takim programie. Klasa polityczna odgórnie narzuciła zachodnioeuropejskim narodom rozmontowanie ich spójności i tożsamości, często także stygmatyzując stawiających opór. Enoch Powell czy Jean-Marie Le Pen, którzy od razu przestrzegali przed negatywnymi skutkami imigracji, stali się „niebezpiecznymi ekstremistami” rytualnie potępianymi w mediach, „niedotykalnymi” pariasami, których izolacja jest warunkiem bycia przyzwoitym człowiekiem i wyznacznikiem moralności.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.