"O 8 rano przyszedłem do Sądu Najwyższego z kontrolą poselską i zażądałem wydania jawnych przecież dokumentów z przeliczania głosów zrealizowanego przez kilka sądów rejonowych. Tzw. Izba Nadzwyczajna odmówiła mi wydania tych dokumentów. Obecnie czekam na decyzję pani Manowskiej" – taki wpis opublikował w środę poseł KO mec. Roman Giertych. Polityk ten najgłośniej domaga się ponownego przeliczenia głosów oddanych w wyborach prezydenckich. Giertych twierdzi, że doszło do licznych, systemowych fałszerstw, za które odpowiada PiS.
Akcja Giertycha w SN spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem prof. Małgorzaty Manowskiej. "Pan Roman Giertych w dniu dzisiejszym podjął nieskuteczną próbę przedostania się do objętej szczególną kontrolą dostępu strefy w Sądzie Najwyższym, żądając wglądu do akt sprawy zainicjowanej złożonym przezeń protestem wyborczym. Akta te udostępniono mu jako uczestnikowi postępowania. Nie będąc jednak usatysfakcjonowanym ich zawartością, poseł zażądał dostępu do akt sprawy, w której nie jest uczestnikiem postępowania" – czytamy w komunikacie I prezes SN.
"W związku z konfrontacyjnym zachowaniem posła względem pracowników administracyjnych Sądu Najwyższego, zaprosiłam go na rozmowę, podczas której polityk ponowił swoje żądania dostępu do materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie, której nie jest uczestnikiem. Swoje żądanie przedstawił jako: pochodzące od uczestnika jednego z postępowań, ponadto jako interwencję poselską oraz dodatkowo powołał się na ustawę o dostępie do informacji publicznej" – wskazuje Manowska.
Manowska o "obcesowym zachowaniu" Giertycha
Dalej czytamy:
"W odpowiedzi pouczyłam posła Romana Giertycha, iż:
– status uczestnika postępowania w jednej sprawie nie uprawnia go do wglądu w akta sprawy, której nie jest uczestnikiem;
– art. 19 ust. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora nie uprawnia go do wglądu w działalność organów władzy sądowniczej;
– ustawy o dostępie do informacji publicznej, w świetle jej art. 1 ust. 2, nie stosuje się do informacji publicznych znajdujących się w aktach spraw zainicjowanych protestem wyborczym, bowiem dostęp do nich regulowany jest przepisami Kodeksu postępowania cywilnego.
W związku z powyższym poprosiłam posła Romana Giertycha o sformułowanie pisemnego wniosku o wgląd do akt sprawy, którymi był zainteresowany, celem jego rozpoznania na gruncie przepisów Kodeksu postępowania cywilnego. W odpowiedzi poseł Giertych stwierdził, że nie zamierza formułować takiego wniosku, ja zaś uznałam rozmowę za zakończoną i poseł Giertych opuścił gabinet.
W związku z powyższym, nie jest prawdą twierdzenie, jakoby odmówiono posłowi Giertychowi dostępu do akt sprawy, którą zainicjował.
Konfrontacyjny i dość obcesowy styl komunikowania się Romana Giertycha, który zaprezentował podczas swojej bytności w Sądzie Najwyższym, w mojej opinii kładzie się cieniem na reputacji samorządu adwokackiego.
Nieodpowiedzialne inspirowanie przez Romana Giertycha masowego składania protestów wyborczych, które spowodowało wpływ do Sądu Najwyższego kilkudziesięciu tysięcy protestów wyborczych o identycznej treści, poważnie zdezorganizowało pracę pozostałych izb Sądu Najwyższego. Wbrew politycznym rachubom nie opóźni to jednak rozpoznania protestów wyborczych, chociaż jest to szczególnie dotkliwe dla pracowników administracyjnych Sądu Najwyższego. O ile bowiem na podstawie art. 219 k.p.c. sąd może połączyć do wspólnego rozpoznania protesty wyborcze podnoszące te same zarzuty, o tyle pracownicy administracyjni sądu muszą otworzyć każdą spośród kilkudziesięciu tysięcy przesyłek, zarejestrować protest wyborczy, również gdy jest on wadliwie złożony, założyć dla niego akta i podjąć szereg innych czynności zmierzających do jego rozpoznania.
Z takim nieodpowiedzialnym zachowaniem posła Romana Giertycha kontrastuje postawa pracowników Sądu Najwyższego, którzy skonfrontowani ze skutkami politycznego pieniactwa, dobrowolnie zadeklarowali pracę w święto i przez cały „długi weekend".
Jako pracodawca jestem zbudowana postawą pracowników administracyjnych Sądu Najwyższego i jednocześnie zażenowana bezmyślnością pana posła, która spowodowała, że nie spędzą oni tego czasu z rodzinami lecz będą ciężko pracować.
Niezmiernie im za to dziękuję. Jestem ogromnie zbudowana przykładem obywatelskiej odpowiedzialności za instytucję, w której pracują i za dobro wspólne, którym jest Rzeczpospolita".
Poseł KO już skomentował stanowisko prof. Manowskiej. "Pani Manowska raczy łgać. Odmówiła mi dostępu do protokołów z posiedzeń sądów rejonowych przeliczających głosy i zrobiła to w bezczelny sposób. Tego typu kłamczuchy nie powinny pracować w żadnym zawodzie prawniczym" – grzmi mecenas.
Czytaj też:
Sąd potwierdził nieprawidłowości wyborcze w dwóch komisjach
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.