Jednak z informacji, które ujawniła w czasie wizyty w Radiu TOK FM wiceminister edukacji Paulina Piechna-Więckiewicz, wynika, że w lekcjach nie będzie brać udziału co najmniej połowa uczniów. To bardzo dużo. Nic dziwnego więc, że w resorcie oświaty panują minorowe nastroje.
Na razie rzecznik rządu Adam Szłapka broni edukacji zdrowotnej, głosząc, że jest to dobry przedmiot. Jedyne ustępstwo to jego deklaracje, że „można się zastanowić, co ulepszyć”, i obietnica, że wnioski będzie można wyciągnąć po paru tygodniach. Ten sposób myślenia dobrze wykpiwa mem z wizerunkiem minister Nowackiej. Portret pani minister ozdabiają dwie sentencje. Pierwsza głosi: „Niska frekwencja na religii to argument, by lekcje religii zlikwidować”. Drugie zdanie brzmi: „Niska frekwencja na edukacji zdrowotnej to argument, by była ona obowiązkowa”.
Zostawmy jednak na boku problemy, jakie resort edukacji ma z przyszłością swojego ukochanego przedmiotu. Ważne jest co innego. Polscy konserwatyści mogą sobie pogratulować.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
