Gdzieś na obrzeżach debaty o kształcie programu „Rodzina 500+”, krąży pytanie o to, kto nie powinien – dla przyzwoitości – korzystać z jego dobrodziejstw, nawet jeśli nie byłoby w nim ograniczeń dochodowych.
Jeśli się nie mylę, dyskusję zainicjował marszałek Senatu z PiS, Stanisław Karczewski. Odnosząc się do słów Romana Giertycha, który ogłosił, że jest gotów dochodzić należnego mu dodatku z programu „500+” na drodze prawnej, Karczewski obwieścił, iż „bogaci ludzie, którzy sięgną po te pieniądze, skompromitują się”. Po nim głos zabrał wicepremier Mateusz Morawiecki, który zadeklarował: „Mam czwórkę dzieci, ale nie wezmę tych pieniędzy”. I dodał: „Prosiłbym tych, których stać i zarabiają więcej, żeby nie brali tego wsparcia”, ze względu na „dobro wspólne i odpowiedzialność za państwo”. Z podobnym manifestem wystąpił wicepremier Piotr Gliński. Z kolei minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, pytany o to, czy zamierza pobierać dodatek 500 zł, odparł, że ma nadzieję, iż jego żona zgodzi się, aby przekazywali je naprawdę potrzebującemu dziecku.
Sytuacja robi się więc kuriozalna: w rządzie zdaje się przeważać opinia, że dodatek „500+” powinien przysługiwać jedynie uboższym rodzinom, ale z jakichś powodów – z braku odwagi? – rząd nie chce tego zapisać w ustawie. Woli przyznać dodatek wszystkim i za pomocą serii apeli wywierać presję, by „ci, których stać i zarabiają więcej, nie brali tego wsparcia”.
No dobrze, ale co to znaczy „zarabiać więcej”? Czy oznacza zarabiać tyle, ile wicepremier Morawiecki inkasował jako wysokiej klasy szef banku (według Money. pl, przez ostatnie 11 lat – 33,5 mln zł brutto), czy wystarczy 10 tys. zł miesięcznie? A może już 8 tys. zł? Myślę, że politycy, którzy z taką ochotą apelują o wstrzemięźliwość w korzystaniu z programu „500+”, powinni niezwłocznie rozwikłać tę zagadkę.
I dalej: Czy z pobierania dodatku „500+” powinny zrezygnować także te rodziny, które mniej od innych wkładają do kasy państwa? Na przykład rodziny rolników, którzy nie płacą PIT? A może od pobierania 500 zł powinni się powstrzymać ci, którzy już z kasy państwa dużo dostają – rodziny górników, żołnierzy, policjantów, prokuratorów, sędziów? Tylko ich przywileje emerytalne kosztują podatników około 10 mld zł rocznie.
Na te ważne pytania brakuje odpowiedzi, a rządzący nie kwapią się do ich udzielenia. A powinni to uczynić, bo o ile snucie podobnych rozważań uchodzi publicystom, o tyle im – wysokim urzędnikom państwowym – nie. Powinni więc czym prędzej nie tylko udzielić jasnych odpowiedzi, lecz także przyoblec je w przejrzyste, niepozostawiające wątpliwości rozwiązanie prawne i jednocześnie natychmiast zaprzestać dotychczasowymi supozycjami próbować zawstydzać i dzielić polskich obywateli i podatników.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.