Jerzy Zelnik na celowniku michnikowszczyzny znajduje się już od dawna. Na swoje nieszczęście bowiem łączy głęboko niesłuszne, prawicowe poglądy nie tylko z popularnością, którą zawdzięcza swym osiągnięciom w zawodzie aktorskim, lecz także z budzącą szacunek wiedzą oraz ogładą prawdziwego inteligenta, z tradycji pokoleń, a nie PRL-owskiego awansu. Umie wypowiadać się w sposób pozbawiony agresji, argumentować, dociera więc do serc „niepolitycznego” widza i czytelnika z przekazem, który w janczarach Agory wzbudza nienawiść: z pochwałą przyzwoitości, wiary i patriotyzmu. Mimo że mający już ponad 70 lat aktor raczej stroni od wypowiadania się na temat bieżącej polityki, jest przez piewców moralnego relatywizmu i politycznego cwaniactwa uważany za zagrożenie na tyle poważne, iż od dłuższego już czasu podejmują kolejne próby ośmieszenia go lub unurzania w błocie. (...)
Teraz „Gazeta Wyborcza”, starająca się za wszelką cenę zrelatywizować konfidencką przeszłość Wałęsy i pomniejszyć znaczenie ujawnionej dokumentacji „Bolka”, postanowiła wyciągnięciem teczki Zelnika za jednym zamachem osiągnąć dwa cele: po raz kolejny zniesławić popularnego i niepoddającego się salonowej tresurze aktora, a przy okazji pomniejszyć winy TW „Bolka”. (...)