Mija blisko 2,5 roku od momentu wszczęcia przez krakowską Prokuraturę Regionalną śledztwa w sprawie inwigilacji – przez funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – w latach 2007-2014 (i nadal w tej sprawie nie zapadły decyzje procesowe). Śledczy nie są wstanie wskazać, kto odpowiadał za nielegalne podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, pobieranie i wykorzystywanie bilingów dziennikarzy, a wobec niektórych osób również stosowanie innych technik operacyjnych.
– W dotychczasowym toku śledztwa zgromadzono materiał dowodowy zawarty w ponad 60 tomach akt, w tym w większości o charakterze niejawnym. W toku jego trwania uzyskano dokumenty, dokonano ich oględzin, wykonano analizy zabezpieczonych dowodów – poinformowała nas prokurator Elżbieta Potoczek- Bara, rzecznik prasowa Prokuratury Regionalnej w Krakowie.
Jak dowiedział się tygodnik „Do Rzeczy”, w śledztwie krakowscy prokuratorzy przesłuchali już w charakterze świadków 140 osób. Ale w tym gronie nie znaleźli się byli szefowie ABW i SKW, mimo że to tych służb w okresie rządów PO dotyczy śledztwo. Dlaczego? Na to pytanie śledczy nie chcą odpowiedzieć. Prokuratura nie chce też ujawnić jaki jest powód, dla którego kolejny raz występuje o przedłużenie czasu śledztwa.
– Prokurator wystąpił o przedłużenie czasu trwania śledztwa do dnia 6 czerwca 2019 roku. Uzasadnienie wniosku w tym zakresie ma charakter niejawny, dlatego nie jest możliwe wskazanie powodów uzasadniających przedłużenie śledztwa na dalszy czas oznaczony – przekonuje prokurator Elżbieta Potoczek-Bara.
Jak poinformowała nas prokuratura, w chwili obecnej status osób pokrzywdzonych przysługuje kilku osobom wykonującym zawód dziennikarza. – Prowadzone są czynności zmierzające do ostatecznego zweryfikowania kręgu pokrzywdzonych – dodaje Potoczek- Bara.
W maju 2016 roku minister koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński przedstawił w Sejmie listę 52 dziennikarzy, którzy w latach 2007-2014 mieli być inwigilowani przez służby specjalne. Kamiński wskazał wtedy, że w szczególnym zainteresowaniu służb znaleźli się byli dziennikarze „Rzeczpospolitej”, którzy opisywali szczegóły afery hazardowej. Wcześniej, w marcu 2016 roku, część z nazwisk z dziennikarzy, którymi interesowały się służby ujawnił na łamach „Do Rzeczy” Cezary Gmyz.
Jak wynika z przedstawionych przez Kamińskiego danych, opublikowanych później przez Kancelarię Premiera, w okresie rządów PO-PSL, czynności operacyjno-rozpoznawcze prowadzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralne Biuro Antykorupcyjne wobec dziennikarzy objęły praktycznie cały dawny dział krajowy "Rzeczpospolitej" – dziennikarzy i redaktorów przygotowujących teksty do druku. Śledzeni byli ówczesny redaktor naczelny "Rz" Paweł Lisicki i jego zastępca Piotr Gabryel – obecnie "Do Rzeczy".
Inwigilowani przez służby specjalne byli też ówczesny szef działu krajowego "Rzeczpospolitej" Piotr Gociek, redaktor działu Michał Szułdrzyński oraz reporterzy: Karol Manys, Cezary Gmyz, Eliza Olczyk, Jarosław Stróżyk, Wojciech Wybranowski i Piotr Nisztor, a także Piotr Gursztyn. Rozpracowywani przez służby specjalne byli także m.in.: Sylwester Latkowski, Michał Majewski, Maciej Walaszczyk, Jerzy Jachowicz, Piotr Skwieciński, Bartosz Węglarczyk i Łukasz Warzecha. Jak zapewniali jeszcze w 2016 roku przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości i Prokuratury Krajowej, śledztwo w sprawie inwigilacji miało być traktowane priorytetowo, a cała sprawa szybko zbadana i wyjaśniona. Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski deklarował, że postępowanie zostanie zakończone do grudnia 2017 roku.
Tak się jednak nie stało, postępowanie zostanie kolejny – trzeci już raz wydłużone – a pytań o tempo pracy śledczych zajmujących się tą sprawą przybywa.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.