Bartłomiej M. i były poseł PiS Mariusz Antoni K. zostali w styczniu zatrzymani przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Niedługo później w Prokuraturze Okręgowej w Tarnobrzegu usłyszeli zarzuty powoływania się wspólnie na wpływy w instytucji państwowej i podjęcia się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł. Bartłomiej M. i była urzędniczka MON Agnieszka M. usłyszeli też zarzuty przekroczenia swoich uprawnień jako funkcjonariuszy publicznych i działania na szkodę spółki PGZ w związku z zawartą przez nią umową szkoleniową. Według prokuratury, podejrzani doprowadzili do wyrządzenia koncernowi szkody w wysokości prawie 500 tys. zł. Wobec byłego rzecznika MON zastosowano środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztu.
Czytaj też:
Współwięźniowie agresywni wobec Bartłomieja M.? Jego adwokat zabiera głos
Z najnowszych ustaleń TVN24 wynika, że śledztwo w tej sprawie jest dalekie od zakończenia. Dziennikarze tej stacji twierdzą, że dotarli do szczegółów zarzutów postawionych byłemu rzecznikowi MON. Według śledczych Bartłomiej M. prowadzący działalność doradczą w ramach założonej przez siebie firmy "BMM" oraz były poseł PiS Mariusz Antoni K. podjęli starania, by wystawa trafiła do dużego podwarszawskiego centrum wystawienniczego. "Z właścicielami centrum umowę podpisał Mariusz Antoni K. i otrzymał za to w sumie nieco ponad 92 tys. zł." - donosi TVN24. Informator stacji twierdzi, że część tej kwoty w wysokości 56 tys. miała trafić do Bartłomieja M.
TVN wskazuje, że przedstawione M. zarzuty dotyczą interesów z kilkoma podmiotami. Tymczasem, kiedy agenci CBA zatrzymywali Bartłomieja M. i pozostałych, weszli na przeszukania do kilkunastu firm. Jak podkreśla prokurator Prokuratury Krajowej chcący zachować anonimowość, oznacza to, że "śledztwo jest dalekie od zakończenia i wkrótce mogą się pojawić kolejne zarzuty".