Anty-PiS: Wałęsizm stosowany
– W powietrzu naprawdę czuć już zwycięstwo. Czuć nową Polskę. Wspólnie zwyciężymy – zapowiedział wczoraj Grzegorz Schetyna. Deklaracja ryzykowna, bo sondaże tego nie potwierdzają, a konkurenci wewnętrzni – dawni ministrowie rządu Donalda Tuska – zapowiadali w prasie, że jeśli KE najbliższych wyborów nie wygra choćby jednym głosem, to Schetyna nie utrzyma przywództwa. Zapamiętajmy: jednym głosem. O to toczy się gra.
I nawet jeśli weźmiemy te kolejne deklaracje Tuskowców rozżalonych wygryzieniem przez dawne SLD za propagandę obliczoną na wewnętrzny opozycyjny rynek – to same one, tak jak sprawa deklaracji LGBT+, pokazują, że z takim mozołem zjednoczony przez Schetynę anty-PiS rządzić będzie wedle Wałęsizmu stosowanego – „za a nawet przeciw”. Analogia tutaj może być pełna – Wałęsa potencjał zmiany w Polsce roztrwonił błyskawicznie, ale kadencja potem trwała i trwała, czas uciekał, a złowróżbny Wachowski trwał.
Obóz anty-PiS nie martwi się rządzeniem, jego planem, budżetem. Tym musi martwić się premier. Anty-PiS nie o to w tym chodzi. Skoro Wałęsa obiecywał sto milionów, oni mogą obiecać tysiąc nauczycielom. Mogą? Mogą. Bo to działa: Ewa Kopacz, gdy była w opozycji strajkującym pielęgniarkom też dawała… herbatę i zapewnienia, że jak się tylko odsunie PiS od władzy, to rozwiąże ich problemy. Potem przez osiem lat była: ministrem zdrowia, marszałkiem Sejmu, a nawet premierem. I teraz może być „jedynką” do Parlamentu Europejskiego.
Jak się za nic nie odpowiada, to można licytować się na datę odcięcia nas od węgla: jak w jeden weekend Robert Biedroń zadeklaruje 2035, to w następny Grzegorz Schetyna przelicytuje na 2030. Nikt nie przejmuje się, że to oznacza dla Polaków nawet stu procentowe podwyżki za importowany prąd, bo w dekadę nie da się zbudować sieci (!) własnych elektrowni jądrowych, ani nawet jednej. Proszę spytać ex-ministra Aleksandra Grada, lub tak ważnych Niemców, którzy po dwóch dekadach (i miliardach „Ojro”) „zielonej energii” wciąż uzupełniają jej braki… węglem.
Bój to będzie nasz ostatni
Schetyna licytuje jakby to „bój był nasz ostatni”, bo jest w bardzo trudnej sytuacji – sam ma prawie dwukrotnie mniejsze poparcie niż jego z mozołem zbudowany projekt „anty-PiS”, choć jest jego liderem.Ale jest też liderem… nieufności wobec polityków.
Dlatego rozpoczęty bój, a nawet trójbój (wybory europejskie, najważniejsze: parlamentarne, a potem prezydenckie) jest tak kluczowy: status quo przegranego bloku jest nie do utrzymania. Z tego zdaje sobie sprawę Jarosław Kaczyński. I dlatego jak mantrę powtarza słowa o mobilizacji – bezpośrednim dotarciu do Polaków, ominięciu mediów, rozmowie o konkretach, podczas gdy druga strona szafuje emocjami i „duszną atmosferą”. Groźnym memento dla PiS są tu wybory samorządowe, w których plany były wręcz imperialne (zdobycie Warszawy), ale mimo kolejnej transferów społecznych, seria paru drobnych potknięć w ostatnim tygodniu spowodowała, że ich wynik miał gorzki smak.
Jarosław: kapitan i trener
Sam Jarosław Kaczyński jest w o niebo lepszej sytuacji niż przeciwnik – jego osobiste poparcie (42 procent) jest praktycznie tożsame z poparciem jego partii. Inaczej niż u Schetyny nie ma najmniejszych wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość to partia Jarosława Kaczyńskiego. Ba, Kaczyński – wystarczy za program (Nawet dla opozycji – co opisał wczoraj Jan Fiedorczuk w tekście „Jarosław znaczy wszystko”).
Kaczyński to jednak zaprawiony bojownik – potrafi też ustąpić pola młodszym. Pozostając kapitanem, staje się zarazem trenerem i skutecznie wprowadza kolejnych zawodników na boisko. Tak się stało, gdy posłuchawszy rady prof. Andrzeja Nowaka, otworzył drzwi do prezydentury Andrzeja Dudy oraz gdy ogłosił, że sam nie chce już być premierem – władzą wykonawczą. Wybrał rolę „szefa rady nadzorczej władzy”, co zresztą jest konstytucyjne – wszak to sejmowa większość wybiera i kontroluje rząd. Jeśli tu nie ma współdziałania – władza dryfuje na manowce. Tu kluczowe dla przyszłości PiS są wzajemnie relacje dwóch polityków.
Jak prezes i premierem
I jak słyszę między panami wciąż jest dobra chemia. Morawiecki z Kaczyńskim mają dyskutować bardzo często. Jak nie spotkania, to telefony. – Współdziałanie jest konieczne jak w jeździe na tandemie. Czasy „wojny na górze”, gdy hormony brały górę nad rozumem i każdy ciągnął w swoją stronę, nie były dobre dla Polski – mówi mi członek rządu. I podkreśla, że panowie wciąż się lubią. Bo także poza „bieżączką” mają o czym rozmawiać. Tu ma procentować nie tylko wykształcenie historyczne Morawieckiego, ale i jego udział w historii. Solidarność Walcząca to nie to byle co. Inny mój rozmówca mówi, że mają różne charaktery, ale „obu łączy absolutny brak kompleksów”.
Rozmawiam z człowiekiem Nowogrodzkiej o premierze. Pytam o słabości. Jego zdaniem „wciąż uczy się polityki”, jest zbyt ostrożny. Co to znaczy? „No, nie ściana głów ministrów. A prezes by czasem chciał, by zrobił to Mateusz, by to tylko na niego spadło ewentualne odium”.
Premiera nie ma w sporej części sporów i rozdań personalnych ostatniego czasu. Przestał się bić, tylko administruje?
– Bzdura. Prawdą jest tylko to, że premier wyciszył niepotrzebne konflikty. Uważa, że w polityce nie chodzi o nawalankę. To długodystansowiec. To już przynosi efekty – podkreśla bliski współpracownik Morawieckiego.
Istotnie premier z 55 proc. poparcia ustępuje popularnością tylko Andrzejowi Dudzie (64 proc). I co ważniejsze dlań – poparcie nadal rośnie. Tym samym Kaczyński jako kapitan i trener wprowadził na boisko dwóch zawodników, którzy wygrywają. „Więcej wart jest trener, który ma szczęście, niż lepszy trener, który szczęścia nie ma” – miał mawiać Kazimierz Górski.
Co ciekawe, Premier Morawiecki w ramach wygaszania sporów miał porozumieć się z Beatą Szydło, którą nieoczekiwanie dla opinii publicznej zastąpił na stanowisku premiera. Dla Morawieckiego roszada z lubianym szefem rządu, a w dodatku kobietą, była trudna. Szydło została w Radzie Ministrów, ale wyraźnie się schowała. Teraz wróciła i stanęła na czele zespołu negocjacyjnego rządu – Zgodziłam się na udział w negocjacjach z nauczycielami na prośbę premiera – przyznała przed paroma dniami Beata Szydło w Polskim Radio 24.
Szef rządu musi skupić się na gospodarce. Jak podkreśla PiS, jej kondycja zapewnia przestrzeń dla działań prospołecznych. I tutaj Morawiecki pozostaje pierwszym nazwiskiem Prawa i Sprawiedliwości. Dawni konkurenci już się nie liczą.
Ale konkurencja polityczna wewnątrz obozu jest bardzo silna. Pytam o różnice ze Zbigniewem Ziobro. – Są dwie: Morawiecki jest premierem, a Ziobro jest ministrem. Morawiecki należy do PiS, a Ziobro nie został doń przyjęty przez Kaczyńskiego – śmieje się ważny polityk PiS. I od razu zastrzega anonimowość (jak każdy).
Dlaczego? Bo jak zauważył anty-PiS – gra toczy się o każdy głos.
Antoni Trzmiel jest dziennikarzem TVP i szefem portalu dorzeczy.pl. Poglądy autora nie mogą być utożsamiane ze stanowiskiem żadnej z redakcji.
Czytaj też:
"Jarosław" znaczy wszystkoCzytaj też:
"Prezes podjął decyzję na 90 proc". Rekonstrukcja rządu jeszcze przed wyborami?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.