Ciśnienie idealne to 120/80 mm Hg. Gdy przekracza 140/90 mm Hg to już nadciśnienie, które w Polsce ma ok. 10 mln osób. Gdyby przyjąć normy amerykańskie (130/80 mm Hg) – nawet 17 mln. Obok zbyt wysokiego poziomu cholesterolu i palenia papierosów to najpoważniejszy czynnik ryzyka zawału serca, udaru mózgu, przewlekłej niewydolności nerek. – Ciśnienia nie obniża się po to, żeby było niższe, tylko po to, żeby dłużej żyć. Osoba, która ma nadciśnienie, umrze szybciej niż ta z prawidłowymi wartościami – mówi dr hab. n. med. Aleksander Prejbisz z Kliniki Nadciśnienia Tętniczego Instytutu Kardiologii w Warszawie, prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego.
Mimo że pomiar ciśnienia jest banalnie prosty, połowa osób nie wie, że ma zbyt wysokie albo wiedzieć o tym nie chce. Spośród tych, którzy wiedzą, tylko połowa się leczy. Powody? Brak wiedzy o skutkach, przekonanie „mnie udar i zawał nie spotka” oraz fakt, że nadciśnienie „nie boli” i nie daje żadnych objawów. – Trudno wytłumaczyć pacjentowi, że ma codziennie przyjmować leki, skoro nie odczuwa dolegliwości. Albo jeśli przyjmuje leki, to czuje się tak samo, jakby ich nie brał – tłumaczy prof. Zbigniew Gaciong, krajowy konsultant ds. hipertensjologii (specjalizacji, która zajmuje się leczeniem trudnych przypadków nadciśnienia).
Lekarz rodzinny czy hipertensjolog
W leczeniu nadciśnienia tętniczego konieczne jest nie tylko systematyczne przyjmowanie leków, ale przede wszystkim zmiana stylu życia: większa aktywność fizyczna i zmiana sposobu odżywiania: mniej kalorii, tłuszczów zwierzęcych, białka i soli (do 2-3 g dziennie). Przy czym nie chodzi tylko o sól dodawaną do potraw, ale też tę, której duże ilości znajdują się w produktach wysoko przetworzonych, takich jak wędliny, żółte sery, chipsy, wędzone ryby, czy nawet pieczywo. – Dzięki zmianie trybu życia i systematycznemu przyjmowaniu leków można obniżyć ciśnienie u ok. 80-90 proc. osób. Nie muszą być one nawet pod opieką specjalisty, wystarczy lekarz podstawowej opieki zdrowotnej lub internista – mówi prof. Gaciong.
U części osób leczenie nie jest skuteczne. To pacjenci z tzw. nadciśnieniem wtórnym, którego przyczyną jest inna choroba, np. nerek, nadnerczy, endokrynologiczna; konieczne jest jej rozpoznanie i leczenie. Powinni być pod opieką specjalistów - najlepiej hipertensjologów. Podobnie osoby z tzw. nadciśnieniem pierwotnym (którego przyczyną jest splot czynników genetycznych, dietetycznych, hormonalnych, stresowych), jeżeli zmiana stylu życia i systematyczne stosowanie leków nie pomagają.
– Ok. 500 tys. osób to pacjenci z nadciśnieniem wtórym lub pierwotnym, opornym na leczenie. Wymagają oni oceny w ośrodku specjalistycznym i modyfikacji terapii, by uzyskać docelowe wartości ciśnienia tętniczego – przekonuje prof. Krzysztof J. Filipiak z I Katedry i Kliniki Kardiologii WUM, prezes Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego.
W Polsce jest obecnie ok. 340 hipertensjologów i, zdaniem prof. Zbigniewa Gacionga, ich liczba jest odpowiednia, by objąć specjalistycznym leczeniem wszystkich chorych, którzy tego potrzebują. – Od 15 lat, od kiedy istnieje hipertensjologia, w Polsce budowany jest system opieki nad pacjentem wymagającym bardziej specjalistycznej diagnostyki i leczenia. Udało się go stworzyć, co jest sukcesem całego środowiska – potwierdza prof. Gaciong.
System opieki to kliniki leczenia nadciśnienia, ośrodki referencyjne, poradnie i 11 centrów doskonałości, spełniających najwyższe kryteria leczenia chorych. Cieszy fakt, że polscy hipertensjolodzy są doceniani za granicą. – Mają europejskie certyfikaty, są członkami Europejskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego, pełnią w nim ważne funkcje, żadna inicjatywa towarzystwa nie odbywa się bez ich udziału. To cenieni eksperci w dziedzinie nadciśnienia wtórnego, problemów związanych z cukrzycą czy hiperlipidemią – mówi dr hab. Marzena Chrostowska z Kliniki Nadciśnienia Tętniczego i Diabetologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego.
System pod znakiem zapytania
Niedawno Polskie Towarzystwo Nadciśnienia Tętniczego zorganizowało konferencję: „W obronie hipertensjologii”. Hipertensjologów zaniepokoił fakt, że w projekcie ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, stworzonym przez zespół złożony w dużej części z lekarzy rezydentów, a powołany przez Ministerstwo Zdrowia, nie uwzględniono specjalizacji z hipertensjologii.
– Co prawda figuruje ona w niedawnym rozporządzeniu ministra zdrowia, jednak w załącznikach do projektu ustawy została pomięta. Niepokoi to nas, ponieważ projekt już został pozytywnie zaopiniowany przez niektóre organizacje i być może w takim kształcie trafi do rządowego Centrum Legislacyjnego. Naszym zdaniem to niedopuszczalne. Tworzy to niekorzystną atmosferę dla tej specjalizacji, co może niekorzystnie odbić się przede wszystkim na chorych – przekonuje prof. Krzysztof J. Filipiak.
Pomysł likwidacji tej specjalizacji pojawił się już kilka lat temu – na fali pomysłu likwidacji części specjalizacji. Mimo że wówczas od niego odstąpiono, spadła liczba lekarzy zainteresowanych wyborem tej specjalizacji. Co więcej, procedury hipertensjologiczne nigdy nie były osobno wycenione; ośrodki powstawały na bazie kontraktów internistycznych, co nie było finansowo atrakcyjne dla szpitali. Prof. Krystyna Widecka, wojewódzki konsultant ds. hipertensjologii dla województwa zachodniopomorskiego, alarmuje, że od 1 kwietnia zamykana jest Klinika Hipertensjologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. – To był ośrodek referencyjny dla województwa zachodniopomorskiego i lubuskiego. Rocznie diagnozowaliśmy ok. 1200 pacjentów z nadciśnieniem opornym na leczenie i nadciśnieniem wtórnym. Gdy szpitale powiatowe miały problemy z leczeniem pacjenta, kierowały go do nas – mówi prof. Widecka. – Obecnie chorym proponuje się terminy wizyty w poradni na grudzień. A przecież u nich w każdej chwili może dojść do zawału serca lub udaru mózgu. Pacjenci, czekając na wizytę w poradni, po prostu umrą – alarmuje.
2 godziny na wyszkolenie pediatry z leczenia nadciśnienia
Nadciśnienie to nie tylko przypadłość dorosłych: choruje na nie 3-5 proc. dzieci do 18. roku życia. U ponad 50 proc. z nich występuje jego postać wtórna, co oznacza, że powinni być leczeni przez specjalistę. Czy może być nim pediatra lub kardiolog? – W trakcie całego szkolenia specjalizacyjnego z pediatrii obejmującego liczne kursy nie ma wykładu o nadciśnieniu tętniczym. Z kolei w programie kursów dla przyszłych kardiologów dziecięcych jest na ten temat przewidziany jeden wykład, trwający 2 godziny, w tym przerwa! – oburza się prof. Mieczysław Litwin z Kliniki Nefrologii i Nadciśnienia Tętniczego Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Częstość występowania nadciśnienia wzrasta w okresie dorastania: ma je 10 proc. maturzystów, w tym nawet do 16 proc. chłopców. To najczęściej nadciśnienie pierwotne. Większą wiedzę, jak postępować, powinni mieć pediatrzy i lekarze rodzinni, którzy zwykle „leczą” nadciśnienie pierwotne poprzez wystawienie zwolnienia z WF. – Tymczasem najlepszym lekiem jest właśnie wysłanie młodego człowieka na boisko! Łatwiej go skłonić do zmiany trybu życia niż dorosłych, dlatego skuteczność naszego leczenia w przypadku nadciśnienia pierwotnego jest znacznie wyższa: u 70 na 100 dzieci normujemy ciśnienie. A jednocześnie młody pacjent pozbywa się powikłań, w postaci przerostu lewej komory serca i zaburzeń metabolicznych – dodaje prof. Litwin. Nie wyobraża sobie, żeby miała zostać zlikwidowana możliwość specjalizowania się w leczeniu nadciśnienia.
Czy jej brak w projekcie ustawy był zwykłym niedopatrzeniem, czy działaniem świadomym? W odpowiedzi na pytanie „Do Rzeczy” Ministerstwo Zdrowia potwierdza, że są prowadzone intensywne prace nad nowelizacją ustawy o zawodzie lekarza, ale zapewnia, że nie planuje się obecnie zmian, jeśli chodzi o specjalizacje. Faktem jest jednak, że hipertensjologii w załączniku do projektu ustawy nie ma. Czyżby zespół zapomniał o osobach z nadciśnieniem? – Nie ufam oświadczeniu Ministerstwa Zdrowia, bo członkowie roboczego zespołu prywatnie mówią nam, że to nie oni dołączyli do projektu załącznik ze znikającymi specjalizacjami – podkreśla prof. Krzysztof J. Filipiak. Minister Łukasz Szumowski uspokaja jednak, że zmian w specjalizacjach na razie nie będzie.
W ciągu 10 lat efektywność leczenia nadciśnienia w Polsce poprawiła się o 100 proc. Podczas gdy w bólach rodzi się koordynowana opieka w kardiologii (nad chorymi po zawale, z niewydolnością serca), nie można niszczyć dobrze działającego, stworzonego przez lekarzy systemu opieki nad chorymi z nadciśnieniem. Lepiej go wspomóc, choćby stworzeniem adekwatnych wycen w hipertensjologii, żeby kliniki nadciśnienia nie były likwidowane.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.