W niekończącym się serialu z udziałem royalsów ważna, wręcz popisowa rola męczennicy, zdradzonej przez męża, lecz kochanej przez naród, przypadła Dianie Spencer. Patrzeć hadko, jak wyalienowana księżna cierpi katusze, zmuszona do spędzenia świąt w towarzystwie utytułowanych hipokrytów. Lekkomyślna, impulsywna, wiecznie spóźniona, nie umie i nie chce się dostosować do dworskich rytuałów. Znerwicowana bohaterka żebrze o współczucie służby, na świadków swej krzywdy bierze brukowce i paparazzich. Nęka ją widmo Anny Boleyn („Myślisz, że mnie też zabiją?”), Windsorowie są tu jedynie tłem. Karol jest zimny jak ryba, królowa – pogodzona z rolą marionetki. Diana nie chce, jak oni, prowadzić podwójnej gry. Marzy o wolności, której symbolem okazuje się amerykański fast food.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.