I autorzy, i czytelnicy uwielbiają podobne powroty do dzieciństwa, odnajdujemy w nich siebie samych, tęsknimy przecież wszyscy do czasów „sprzed pogrzebów”, jak je nazywał ks. Twardowski, do lat szkolnych, a może nawet przedszkolnych, wraz z upływem lat coraz bardziej je idealizując. W końcu „Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie / Święty i czysty jak pierwsze kochanie”. I nie ukrywam, że podobnie jak u Ernesta Brylla, który pisze o tym w swoim pięknym liście stanowiącym rodzaj posłowia do tego tomu wierszy, w trakcie lektury najbardziej „odpomniał” we mnie ten czas, „kiedy sam byłem bohaterem dziecinnych zabaw”.
Tylko że poezja Justyny Chłap-Nowakowej, niezależnie od wzruszeń, które ze sobą niesie, odległa jest od powszechnego dzisiaj kultu niedojrzałości. Dlatego za najważniejszy utwór czwartego tomu liryków tej autorki uważam „Żegnanie z Piotrusiem Panem” z przyznaniem się, że „i z Peerelu dzieciństwo się cukruje…”, i do tego, że choć w dzieciństwie umiało się – wbrew prawom grawitacji – latać, a dzisiaj już nie, to czy rzeczywiście wystarczający to powód, by pozostawać „tak jak Piotruś Pan, / stare, uciekające wciąż dziecko – / od czego? Ku czemu? Aż po wieczność?”. Nie, wszystko ma swój czas, także, a może przede wszystkim nasze życie, w którym „ledwie wstał ranek, / a to już wieczór minął i cichcem przyszło jutro”. Nic dziwnego więc, że poetyckie pożegnanie z Piotrusiem Panem kończy suplika: „Dopomóż, Panie, dorosnąć. / Dopłynąć, nie wypaść za burtę”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.