Radosław Wojtas: Ma pan w tym roku powody do świętowania. Mija 20 lat od ukazania się pierwszej książki z inkwizytorskiego cyklu...
Jacek Piekara: Jest jeszcze jeden jubileusz, w który aż nie chce mi się wierzyć. We wrześniu 1983 r., czyli równo 40 lat temu, ukazały się moje dwa premierowe opowiadania. Jedno w „Problemach” – „Zaklęte miasto”, a drugie w „Fantastyce” – „Wszystkie twarze szatana”. Miałem wtedy 18 lat i było to dla mnie ogromne przeżycie! Co do 20 lat od wydania pierwszej książki z serii inkwizytorskiej, to dopiero pan zwrócił mi na to uwagę. Ależ ten czas leci!
Niedawno do księgarń trafiła najnowsza, najgrubsza w pańskiej karierze powieść „Ja, inkwizytor. Dziennik czasu zarazy”. I superprodukcja z udziałem kilkudziesięciu lektorów.
Reakcja na słuchowisko jest fantastyczna, a na stronie Audioteki pojawiło się kilkaset komentarzy. Superprodukcja momentalnie stała się też numerem jeden na liście bestsellerów. Bardzo się cieszę, że Audioteka zaproponowała mi tak fantastyczny format, zwłaszcza że, cytując Ferdka Kiepskiego: „To, proszę pana, nie są tanie rzeczy”.
Wielu słuchaczy ubolewało, że to nie Janusz Zadura odgrywał tym razem główną rolę.
Janusz Zadura pojawił się również, chociaż rzeczywiście w mniejszej roli, ale jak zwykle odegrał ją wspaniale. Natomiast w roli głównej wystąpił Leszek Lichota (żartobliwie mówię o nim, że zanim został Znachorem, to był Inkwizytorem) i moim zdaniem ta interpretacja postaci jest również znakomita. Inna od dotychczasowej, ale zarówno Janusza Zadury, jak i Leszka Lichoty słucha się fantastycznie.
Odsłuchał pan całości?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.