Wystawa „»Mitologia« Jana Parandowskiego i inne mitologie” w stołecznym Muzeum Literatury uświetnia setną rocznicę wydania książki, na której – bez żadnej przesady – wychowały się pokolenia Polaków. Nie słychać, by uczniowie narzekali, że jest jak inne szkolne lektury – nudna i staroświecka. Napisał ją 29-latek, dla którego mitologia (zwłaszcza grecka) była „rozkosznym ogrodem”. Ów zachwyt udziela się czytelnikowi.
Parandowski, przekonany, że tworzy głównie na użytek dziatwy i pedagogów starej daty, starannie dobierał słowa. Jako przeciwnik kastrowania klasyki od razu napisał uzupełnienie, zatytułowane „Eros na Olimpie”. Ta książka oczywiście nie trafiła do szkolnych bibliotek.
Cenzurowanie dzieł udostępnianych gimnazjalistom było wówczas na porządku dziennym. Z poetyckiego przekładu „Odysei” Lucjana Siemieńskiego usunięto fragmenty traktujące o romansie Aresa i Afrodyty tudzież Odyseusza z Kirke i Kalypso.
Strażnicy moralności załamywali ręce nad bezecnymi czynami greckich bogów i herosów. Zły przykład szedł z samej góry. Zeus zdradzał żonę na prawo i lewo, a jego nieślubne potomstwo można liczyć w dziesiątkach. Mity, zawierające treści najtrudniejsze do pogodzenia z etyką chrześcijańską, wzbudzały odrazę, a także fascynację. Czerpały z nich natchnienie rzesze literatów, artystów oraz psychoanalityków, wmawiających pacjentom kompleks Edypa lub Elektry.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.