Otóż młodej bohaterce powieścidła spodobały się kwitnące na zarośniętej rzece nenufary, do których nie było jednak dostępu. Barbara, bo tak dziewczęciu było na imię, wyraziła żal z tego powodu, a wtedy jeden z towarzyszących jej mężczyzn, niewiele myśląc, a już najmniej o swoim ubraniu, wszedł do wody, zanurzył się w niej po ramiona, pozrywał kwiaty i całe ich naręcze wręczył pannicy. Nie był to wcale, jak moglibyśmy się spodziewać, początek pięknej przyjaźni ani tym bardziej miłości. Barbara wyszła za mąż za Bogumiła i stała się Niechcicową, pan Toliboski też założył rodzinę i choć mieszkali niedaleko siebie, mogli jedynie wspominać z sentymentem tamten epizod, który wszakże okazać się miał tak istotny, że z zekranizowanych, a jakże, „Nocy i dni” widzowie zapamiętali jedynie moment wręczania kwiatów przez Karola Strasburgera Jadwidze Barańskiej. Ten pierwszy tak się wrył w zbiorową pamięć narodu, że w nagrodę zabawia nas do dziś w „Familiadzie”.
Barbara, jako się rzekło, wybrała Bogumiła czy też zdecydowała się za niego wyjść. W gruncie rzeczy dlatego, że ten zwrócił uwagę na nią, jako że zainteresowała go „panienka w staniczku w zygzak”. Gdybyż choć chodziła w samym biustonoszu, ale gdzież tam. Erotyki w tym liczącym sobie półtora tysiąca stron tasiemcu jest zresztą jak na lekarstwo, bo Barbarę na ogół bolała głowa i była zmęczona. Z czasem coraz rzadziej wspominała nenufary, jakże kontrastujące z burakami, którymi na co dzień zajmował się jej małżonek. Przyznawała wprawdzie, że mogła być pewna jego uczuć, ale też i tego, że ważniejsze od niej były dla niego te i inne rośliny okopowe. Przy tym nieznośnie mieszał w szklance herbatę, brzęcząc tak, że nie szło wytrzymać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
