"GPC" przedstawia w środę relację pani Marty, która przekonuje, że jej nieżyjąca już matka w latach 90. musiała dać Grodzkiemu pieniądze za leczenie.
Kobieta przez 40 lat zapisywała najważniejsze zdarzenia w swoim kalendarzu książkowym. Kalendarz z 1997 r. zachował się do dziś. Matka pani Marty napisała w nim m.in.: "Skierowanie do Zdunowa. Tylko Grodzki może orzec. (...) Perypetie 220 zł plus czekolady..." – czytamy w dzienniku.
W 1996 r. u taty pani Marty zdiagnozowano raka mózgu. Pierwszy zabieg odbył się w szczecińskim szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej. Rok później mężczyzna został przeniesiony do szpitala w Szczecinie-Zdunowie, w którym pracował Tomasz Grodzki.
Według relacji kobiety to właśnie obecny marszałek Senatu operował jej ojca. – Informacje o tym, że tata będzie operowany, dostaliśmy po dziewięciu dniach jego pobytu w szpitalu. Dwa dni później ktoś zadzwonił do mamy z informacją, że trzeba zapłacić cegiełkę za operację taty – mówi pani Marta.
Kobieta utrzymuje, że była przy tym, jak jej matka weszła do gabinetu ordynatora (był nim Grodzki – red.) i dała mu pieniądze.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".
Czytaj też:
Lekarze bronią Grodzkiego. Wydali specjalne oświadczenie