10 kwietnia 2010 roku na lotnisku w Smoleńsku rozbił się rządowy tupolew. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, a także wielu urzędników państwowych, wojskowych i duchownych. Delegacja leciała do Rosji na obchody rocznicowe zbrodni katyńskiej.
Czytaj też:
Prokuratura Krajowa: Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej przedłużone
"Te dni pamiętam przez ten pryzmat"
Tamten czas, a także późniejsze wydarzenia wspominał w programie "Onet Rano" poseł Koalicji Obywatelskiej Paweł Kowal. – Dla mnie najbardziej emocjonalna była informacja, którą dostaliśmy w Radiowej Trójce. Byliśmy wtedy w studiu, kiedy padały te słowa. Pierwsze wrażenie było takie, że to może pomyłka. Z minuty na minutę okazywało się to faktem – przyznał w rozmowie z Iwoną Kutyną.
Polityk, który wówczas związany był z obozem Prawa i Sprawiedliwości tłumaczył, że ma tak, kiedy dostaje jakieś "uderzenie" stara się je szybko przezwyciężyć. – Więc włączyłem się w przygotowania do wyjazdu do Smoleńska ekipy PiS i potem zajmowałam się sprawami związanymi z pogrzebem. Te dni pamiętam przez ten pryzmat – powiedział. Jak dodawał, póżniej zaś była "tląca się nadzieja, że z takiego nieszczęścia, na zasadzie pewnego paradoksu, musi być coś dobrego, że inaczej ludzie podejdą do relacji ze sobą, że nie warto się kłócić bez końca, bo chwila może nas na zawsze rozdzielić".
"Lata zawodu"
– Następnie były lata zawodu – przyznał Paweł Kowal. Poseł wyraził pogląd, że wielu ludzi niczego się nie nauczyło, nie zrozumiało żeby nie ciągnąć sporu bez końca. – Był wtedy taki kontekst, że PiS stracił władzę, był nowy rząd, świat stawał się brutalny. Myślę po latach, że nie stało się tak, jak myślałem, nie ma pozytywnego owocu tego wielkiego nieszczęścia – ocenił.
Czytaj też:
"Pesymistyczna konkluzja". Wassermann: To po ludzku nie do uwierzeniaCzytaj też:
"Jesteśmy to winni ofiarom". Szokujące słowa na konferencji Lewicy: Macierewicz jest jak kleszcz