Rzeczywiste i fałszywe ofiary nagonki
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Rzeczywiste i fałszywe ofiary nagonki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rzeczywiste i fałszywe ofiary nagonki
Rzeczywiste i fałszywe ofiary nagonki

„Mamy do czynienia ze studium przypadku na temat gender w odniesieniu do mnie. Wkroczyłam na teren mężczyzn, chociaż akurat jednym z moim poprzedników była Elżbieta Jakubiak, która jako żywo jest przecież kobietą. Ze mną zamiast o sporcie wszyscy rozmawiają o wizerunku. Przecież nie mogę zmienić skóry, przywdziać habitu od góry do dołu, by się zakryć - mówiła ministra sportu Joanna Mucha w audycji Radia TOK FM Przy niedzieli o sporcie".

Argument, z nierównym traktowaniem pani Muchy w porównaniu z minister Jakubiak jest chyba źle dobrany. Skoro dwie panie kierujące tym samym resortem sportu oceniano tak różnie – to chyba raczej dowód, że płeć nie decydowała i nie decyduje w ocenie zwierzchników ministerstwa sportu. Albo są sukcesy albo ich brak.

Minister Mucha zamiast wcześniej dwa razy się zastanowić nad wydaniem wielu milionów na dofinansowanie koncertu Madonny – używa chwytliwego hasłem: dyskryminują! Jestem ofiarą seksistowskiej nagonki!

Przypomina się Wiaczesław Kantor, który „dziękuje” Donaldowi Tuskowi, że do sprawy sprzedania mu Azotów nie włączył antysemickich wątków ale mimochodem przypomina, że gdyby się tak stało „jako przewodniczący Europejskiego Kongresu Żydów, nie mógłby tego tolerować”.

W „Newsweeku” efekciarska ale dość płytka okładka: Polacy chcą w polityce - jak wynika z sondażu - Jerzego Owsiaka, a nie chcą Kuby Wojewódzkiego. Dwie znane i budzące emocje twarze na okładce to gwarancja, że numer nieźle się sprzeda. Respondenci sondażu dostali po dziesięć nazwisk medialnych celebrytów, którzy lubią ocierać się o politykę i mechanicznie wskazali tych których lubią. Ale co innego sondaż, a co innego decyzje w realnych wyborach. Boleśnie przekonał się o tym, w 1995 roku Jacek Kuroń, który w sondażach popularności wypadał świetnie ale w prawdziwych wyborach prezydenckich dostał mizerne 9,22%, nie wchodząc nawet do drugiej tury wyborów. „Newsweek” tabloidyzuje się na potęgę, ale to już nie mój problem.

Na stronie internetowej „Gazety wyborczej” informacje o ostrych zamieskzach antyrzadowych w Stambule i duży tytuł: „Turcy powiedzieli: Dość!”. I dalej: „Starcia w Stambule skończyły się dopiero po wycofaniu oddziałów policyjnych z centrum miasta. Spór o park miejski stał się iskrą, która rozpaliła największe od dziesięcioleci protesty społeczne „My jesteśmy tutaj, a ty gdzie jesteś?” – krzyczeli do premiera rozwścieczeni ludzie na placu Taksim w Stambule. Demonstrowali od tygodnia, ale trzy dni temu, gdy wybuchły gwałtowne starcia z policją, antyrządowe protesty rozlały się na cały kraj.

Turecki premier odpowiada, że się nie ugnie. W orędziu do narodu Recep Erdogan deklarował: – Jeśli w tym wszystkim chodzi o jakiś ruch społeczny, którego celem jest spotykanie się, i ich przyjdzie dwudziestu, to ja zwołam dwieście tysięcy ludzi. Jeśli ich przyjdzie sto tysięcy, ja zbiorę milion zwolenników.

Iskrą, która doprowadziła do konfrontacji, stała się likwidacja parku przy placu Taksim. Na początku maja rząd zatwierdził projekt budowy w tym miejscu centrum handlowego i apartamentowca odwzorowującego stojące tam niegdyś koszary armii otomańskiej. Na petycje i protesty władze nie odpowiedziały, a gdy okazały się także głuche na decyzję sądu o wstrzymaniu budowy, kilkadziesiąt osób rozpoczęło w parku siedzący protest.

– Zapewne należało próbować przekonać tych ludzi, zamiast traktować ich gazem – oświadczył wczoraj wicepremier Bulent Arinc. (...) „Szpitale błyskawicznie wypełniły się rannymi. Władze informują o 86 rannych, w tym jednym ciężko, ale Amnesty International podaje, że obrażenia mogło odnieść ponad tysiąc osób, a dwie zginęły. – Tak brutalna reakcja na pokojowe protesty jest haniebna – mówił dyrektor AI w Europie John Dalhuisen.”

Czytając o zajściach w Stambule mam mieszane uczucia. Z jednej strony premier Erdogan powinien zrozumieć, że lokalne władze zlekceważyły emocje wielu mieszkańców dawnej stolicy Turcji i zbyt łatwo przyszło mu wysyłanie hufców policji na demonstrantów. Z drugiej strony ton wielu zachodnich mediów przypomina sposób relacjonowania demonstracji „arabskiej wiosny”. A przecież Recep Erdogan nie jest dyktatorem - znalazł się u władzy wskutek wygrywania kolejnych demokratycznych wyborów. Ma prawo wskazywać, że o tym kto ma rządzić Turcją decyduje cały naród w drodze wyborów, a nie demonstranci na ulicach Stambułu walczący nawet w imię słusznych postulatów.

Satysfakcja z jaką zachodnie media opisują problemy Erdogana to raczej efekt irytacji na dość niezależną politykę premiera Turcji, który chce stworzyć mini-mocarstwo o wyrazistym islamskim charakterze.

I na koniec trafny dowcip Jerzego Wasiukiewicza z „Super-Expressu”

Doradca Tuska mówi szefowi : większość Polaków źle ocenia prace twojego rządu. Pan premier z irytacją odpowiada: Nie podoba się to niech spadają na wyspy.

Czytaj także